-->

czwartek, 28 czerwca 2012

Pokuta, Anne Rice

Tytuł: Pokuta
Autor: Anne Rice
Liczba stron: 305
Tłumaczenie: Grażyna Smosna
Wydawnictwo: Otwarte
Seria/Cykl: Czas Aniołów tom I
Moja ocena: 4/6









Anne Rice to pisarka znana bardzo szerokiemu gronu odbiorców. Popularność zawdzięcza głównie powieści „Wywiad z wampirem”, na podstawie której nakręcono film, oraz związanym z nią cyklem „Kroniki wampirów”. Po nawróceniu na katolicyzm autorka zmieniła tematykę swoich książek, porzucając wampiry na rzecz aniołów. „Pokuta” jest pierwszą powieścią, jaka powstała w nowym okresie jej twórczości. Rozpoczyna ona serię zatytułowaną „Czas aniołów”. Przy lekturze tej książki miałam pierwszy raz styczność z twórczością Rice. Było to spotkanie na tyle udane, iż wiem na pewno, że nie będzie ono ostatnim. 
         
„Pokuta” to historia płatnego mordercy, Toby’ego O’Dare zwanego też Luckym Szczwanym Lisem, który od dziesięciu lat wykonuje swój zawód bez najmniejszych potknięć. Podczas wypełniania jednego ze swoich zleceń pod wpływem dręczących wyrzutów sumienia wzywa w modlitwie Anioła Stróża. W odpowiedzi na to wezwanie zjawia się serafin o imieniu Malachiasz, który proponuje Toby’emu wykonanie trudnej misji w zamian za odpuszczenie grzechów. Lucky musi ponownie uwierzyć w możliwość odkupienia swojej duszy, by móc podjąć się wypełnienia niebezpiecznego zadania. Zlecenie Malachiasza będzie od niego wymagało nie tylko odwagi i sprytu, ale też umiejętności odnalezienia się w średniowiecznym Londynie, ponieważ to właśnie tam się przeniesie, by je wypełnić.

Pierwszy tom „Czasu aniołów” zaintrygował mnie już od pierwszych rozdziałów i czytałam go z wielkim zainteresowaniem od samego początku. Nieustannie towarzyszyła mi ciekawość, co wydarzy się dalej. Niewątpliwie wpływ na to miało pióro autorki, ponieważ posługuje się ona przystępnym, nienastręczającym trudności językiem. Dzięki temu „Pokutę” czyta się bardzo szybko i płynnie. Od razu widać, że Rice ma dar do kreślenia plastycznych opisów – zarówno postaci, jak i miejsca są świetnie zarysowane. Lecz nie tylko styl sprawił, iż uporałam się z tą lekturą w zaledwie kilka wieczorów. Bowiem w dużej mierze jest to także zasługa równego tempa akcji. Z jednej strony stanowi to wadę, ponieważ przez to fabuła nie wydała mi się jakoś wyjątkowo pasjonująca, jednak z drugiej czytało mi się przyjemnie, z uczuciem, że dawno nie miałam w ręku równie spokojnej powieści.

Jednak nie to w „Pokucie” spodobało mi się najbardziej. Największe wrażenie zrobiła na mnie mnogość odwołań – do poezji, literatury, muzyki, architektury i ogólnie pojętej sztuki oraz przede wszystkim do historii. Wydarzenia rozgrywają się na wspaniale przedstawionym tle, co sprawia, że nie jest to książka jednowymiarowa i zupełnie prosta. Sporo tutaj także symboliki: nawet imiona nie są przypadkowe. To, co również urzeka, to metafizyczność tej powieści. Autorka ukazała duchowość w bardzo wiarygodny sposób. Oprócz tego w książce pojawia się także motyw winy i kary. Wszystko to tworzy spójną, doskonale dopracowaną całość.

Mimo wymienionych przez mnie zalet tej książki nie należy ona do powieści, które w pełni porwały moje serce. Myślę, że w dużej mierze przyczynił się do tego jej przesadny, moim zdaniem, religijny wydźwięk. Podczas lektury wyraźnie wyczuwałam pompatyczne, górnolotne moralizatorstwo charakterystyczne dla neofitów. Patos – zauważalny nie tylko w opisach, ale też w dialogach – sprawił, że cała historia stała się trochę pretensjonalna i przez to książka wiele w moich oczach straciła.

Nie znam poprzedniej „epoki” Anne Rice ani jej książek z tamtego okresu. Od dawna mam w planach lekturę „Wywiadu z wampirem”, jednak nigdy nie miałam po prostu okazji, aby po niego sięgnąć. Kiedyś na pewno zapoznam się z tą lekturą, bo niezrobienie tego byłoby dla mnie, jako fanki podobnych powieści, wręcz grzechem. Wydaje mi się, że na mój pozytywny odbiór pierwszego tomu „Czasu aniołów” ta nieznajomość wpłynęła w sposób znaczący. Nie miałam względem niego żadnych oczekiwań, nie wiedziałam czego się spodziewać, a więc w rezultacie nie zawiodłam się, tak jak wielu fanów „starej” Anne. Nie wiem, czy nowy kierunek, jaki obrała autorka, jest lepszy czy gorszy od poprzedniego. Na pewno jest on zupełnie inny i trzeba o tym pamiętać, decydując się na lekturę tej książki. W moim odczuciu naprawdę warto się z nią zapoznać, dlatego polecam ją wszystkim – niezależnie od wcześniejszych doświadczeń z tą autorką.
         

sobota, 23 czerwca 2012

Stosik (przed)wakacyjny

Dzisiaj chciałabym przedstawić wam swoje plany czytelnicze na nadchodzące wakacje ;) W stosiku znajdują się pozycje zakupione stosunkowo niedawno, jak też te, których przeczytanie odkładałam wciąż na później i później, i dłużej raczej nie wypada tego robić. Stosy starałam się dostosować jako tako do swoich możliwości, ponieważ w wakacje planuję przeczytać kilka(naście - ?) lektur nadobowiązkowych do matury rozszerzonej z polskiego. Z oczywistych powodów tych lektur tutaj nie ma, bo raczej nic ciekawego w tym względzie nie mam do pokazania. Kilka pozycji z tego stosu udało mi się już przeczytać, chociaż formalnie wakacje jeszcze nie nadeszły. Spora większość z tych książek doczeka się moich recenzji, ponadto w wakacje planuję nadrobić wszystkie zaległe recenzje z całego roku, których z różnych względów nie zdążyłam napisać. Zdjęcia stosów niestety robione aparatem w komórce, dlatego przepraszam za jakość, ale mam nadzieję, że wszystko jest w miarę dobrze widoczne ;) 

Od góry:
Trudi Canavan - Nowicjuszka (niedawno czytałam pierwszą część, która całkowicie mnie oczarowała, jednak nie przewiduję recenzji tego cyklu).
Trudi Canavan - Wielki Mistrz
Cecilia Randall - Hyperversum
Richelle Mead - Pocałunek cienia (już zdążyłam ją przeczytać i muszę przyznać, że mimo iż pierwsze tomy Akademii Wampirów nie zachwyciły mnie jakoś wyjątkowo, to ten był naprawdę na bardzo wysokim poziomie).
Richelle Mead - Przysięga krwi (prawdopodobnie zabiorę tę lekturę ze sobą nad morze...)
Michael Grant - GONE. Zniknęli. Faza V: Ciemność (jedna z moich absolutnie ulubionych serii, nie mogę się doczekać, kiedy po nią sięgnę).

Od góry:
Edward Morgan Forster - Pokój z widokiem
Olga Tokarczuk - Prowadź swój pług przez kości umarłych
Ernest Hemingway - Komu bije dzwon
Elizabeth Gaskell - Północ i południe
William Makepeace Thackeray - Targowisko próżności, tom II (recenzja tomu I dostępna tutaj)
Antoni Libera - Madame (w sumie niedawno się dowiedziałam, że to jest lektura...)
Anne Bronte - Lokatorka Wildfell Hall (tę także zdążyłam już przeczytać, recenzja tutaj)


***
Ogłoszenia parafialne!
Od dzisiaj na moim blogu dostępna nowa zakładka - Konkursy. Powstała specjalnie w celu umieszczania w niej bannerów odsyłających do organizowanych przez różnych bloggerów konkursów i wygrywajek. Także od dzisiaj, jeżeli chcecie dowiedzieć się czegoś o różnych rozdaniach, zapraszam do tej zakładki. Cieszę się, że od teraz mój pasek boczny nie pęka już w szwach ;) 

środa, 13 czerwca 2012

Lokatorka Wildfell Hall, Anne Brontë

Tytuł: Lokatorka Wildfell Hall
Autor: Anne Brontë
Liczba stron: 525
Tłumaczenie: Magdalena Hume
Wydawnictwo: MG
Seria/Cykl: -

Moja ocena: 6/6










Moja pasja czytelnicza „na poważnie” rozpoczęła się od czytania angielskiej klasyki. Jest to literatura, która niemal zawsze idealnie trafia w mój gust. Język angielskich autorów wieków XVIII i XIX to w moim odczuciu styl idealny i jedyny, który zadowala mnie w pełni. Gdy wszystkie inne książki zawodzą i nigdzie nie mogę znaleźć odpowiedniej dla siebie lektury, sięgam po powieści z mojego ulubionego nurtu. Ostatnio zdecydowałam się przeczytać nigdy wcześniej niewydawaną w Polsce książkę autorstwa Anne Brontë zatytułowaną „Lokatorka Wildfell Hall”. Jej lektura była dla mnie jak powrót do domu. Dopiero teraz widzę, jak bardzo potrzebowałam właśnie takiej książki i jak mocno zatęskniłam za klimatem oraz klasą charakteryzującymi angielskich klasyków.

„Lokatorka Wildfell Hall” opowiada historię Helen Graham, której pojawienie się w opuszczonym dworze Wildfell Hall wzbudza sensację wśród okolicznych mieszkańców. Zafascynowany tajemniczą wdową ziemianin, Gilbert Markham pragnie zawrzeć z nią bliższą znajomość. Jednak mimo jego licznych starań kobieta pozostaje obojętna. W wyniku zajścia pewnych zdarzeń pozwala Gilbertowi na lekturę swojego dziennika, który zawiera wiele dramatycznych szczegółów z jej przeszłości.

Na początku chciałabym wspomnieć o sposobie opowiadania autorki, bo zrobił on na mnie naprawdę wielkie wrażenie. Powieść ma budowę szkatułkową, a mówiąc bardziej fachowo i zgodnie z terminologią literacką – ramową.  Taki sposób narracji nie należy do najczęściej spotykanych, dlatego bardzo cenię pisarzy, którzy tak kształtują narrację. Początkowo historia opowiadana jest z perspektywy Gilberta, a później czytelnik za jego pośrednictwem zapoznaje się z zapiskami Helen. Anne Brontë urozmaiciła tekst także poprzez nadanie mu formy listów kierowanych przez Markhama do jego najbliższego przyjaciela, Halforda. Muszę przyznać, że wszystkie te zabiegi autorka wykonała bardzo umiejętnie i pod tym względem książka to naprawdę bardzo dopracowane dzieło. Co więcej lektura ta zachwyca pięknym stylem i bogactwem języka. Niektórym może się teraz wydawać, że w tej powieści forma przerasta treść. Otóż nie: Brontë oferuje czytelnikowi fabułę równie intrygującą co narzędzia, których użyła do jej opowiedzenia.

Nie znaczy to, iż możecie się spodziewać dynamicznej akcji, bo próżno szukać jej w tej książce. Jednak w przypadku takich powieści stanowi to plus. Nie wyobrażam sobie, żeby fabuła podobnej lektury rozwijała się równie szybko jak w kryminałach czy fantastyce. Wszystko ewoluuje stopniowo i dosyć wolno. Autorka z rozmachem kreśli rozległą panoramę ówczesnych stosunków społecznych. Aspekt obyczajowy odgrywa w tej powieści bardzo dużą rolę i cieszy mnie, że zostało mu poświęcone tak dużo miejsca. Brontë poruszyła w swojej książce kontrowersyjną wówczas tematykę rozpadu małżeństwa, co wywołało skandal. Powieści zarzucano także feministyczny wydźwięk, ponieważ jej główna bohaterka to kobieta bardzo niezależna i silna jak na tamte czasy.

Tym, co również wzbudziło mój podziw podczas lektury „Lokatorki Wildfell Hall”, są postaci. Autorka po mistrzowsku wykreowała wszystkich bohaterów – zarówno tych pierwszoplanowych, jak i pobocznych. Największą uwagę przyciąga tytułowa lokatorka, czyli Helen. Nie mogę powiedzieć, żebym bezgranicznie ją polubiła. Z jednej strony bardzo podobała mi się jej silna wola, odwaga do kierowania się swoimi zasadami oraz to, że nie załamała się mimo licznych trudności. Z drugiej bywały momenty, zwłaszcza podczas rozmów z innymi bohaterami, kiedy wychodził z niej wiejski kaznodzieja i wtedy denerwowało mnie jej zachowanie. Znacznie większą sympatią obdarzyłam Gilberta, ponieważ nie jest tak kryształową postacią jak Helen. Przez to łatwiej było mi wczuć się w jego sytuację i odczytać jego emocje oraz zrozumieć motywy zachowań. Odczucia Markhama, jego zapalczywość i wątpliwości, wydawały mi się daleko bardziej realistycznym powodem określonych działań niż ascetyczne niemal zasady głównej bohaterki. Drugoplanowe postaci także zostały doskonale przedstawione. Wszystkich bardzo łatwo było mi sobie wyobrazić – zupełnie jakbym rzeczywiście kiedyś ich spotkała.  

To chyba naturalne, że podczas lektury tej książki porównywałam twórczość Anne z dziełami jej sióstr, a przede wszystkim z „Dziwnymi losami Jane Eyre” autorstwa Charlotte Brontë, która to książka należy do moich ulubionych. Stwierdzam, iż pozycja Charlotte jako mojej ulubionej siostry pozostaje nienaruszona, jednak Anne jest znakomita i uwielbiam ją tylko odrobinę mniej. Najmłodsza z sióstr Brontë oczarowała mnie swoim stylem, umiejętnością budowania ciekawej fabuły oraz łatwością w kreowaniu barwnych bohaterów. Zdecydowanie nie zasługuje ona na miano najmniej zdolnej z trójki sióstr. Myślę, że fanów konwencji nie muszę przekonywać do tej lektury, gdyż znajomość wcześniej wydanych w Polsce dzieł z tego nurtu będzie dla nich wystarczającą zachętą. Natomiast wszystkim innym gorąco polecam „Lokatorkę…”, ponieważ jest ona wartościową, doskonale napisaną powieścią, zupełnie inną od tworzonych obecnie książek.