-->

czwartek, 31 maja 2012

Klątwa tygrysa, Colleen Houck

Tytuł: Klątwa tygrysa
Autor: Colleen Houck
Liczba stron: 360
Tłumaczenie: Martyna Tomczak
Wydawnictwo: Otwarte
Seria/Cykl: Klątwa tygrysa tom I
Moja ocena: 2/6









Niesamowite, jak wielką popularność zyskują niektóre książki odrzucone przez wydawców. Seria o Harrym Potterze J.K Rowling jest tego najlepszym przykładem. Colleen Houck również spotkała się z negatywnym nastawieniem wydawnictw. Swoją debiutancką powieść zatytułowaną „Klątwa tygrysa” wydała własnym nakładem. Szybkość, z jaką książka zyskiwała uznanie wśród czytelników, zaskoczyła nie tylko ją samą, ale również wydawców. Po lekturze tej powieści muszę przyznać, że jej sukces zaskoczył także i mnie, bo nigdy bym nie pomyślała, iż książka tych lotów stanie się bestsellerem. To będzie okrutne z mojej strony, ale ja też okazałabym się tym „złym i wrednym” wydawcą, który nie zechciałby wydać książki pani Houck.

Główną bohaterką „Klątwy tygrysa” jest Kelsey Hayes, która po ukończeniu liceum wkracza w dorosłe życie. Szuka swojej pierwszej pracy, by móc zarobić na wymarzone studia. Szybko znajduje posadę w cyrku, gdzie jednym z przeznaczonych jej zadań okazuje się być opieka nad tygrysem, Dhirenem. Dziewczyna szybko zaprzyjaźnia się ze zwierzęciem i przywiązuje do niego. Ren, jak nazywa go Kelsey, okazuje się być indyjskim księciem obłożonym klątwą. Na jaw wychodzi też istnienie jego brata Kishana, który także żyje w tygrysiej skórze. Kelsey chce za wszelką cenę pomóc braciom w zwalczeniu skutków ciążącego na nich przekleństwa.

Do napisania swojej pierwszej powieści autorkę zainspirował bestsellerowy cykl „Zmierzch” autorstwa Stephenie Meyer. Inspiracja ta jest w powieści aż nadto widoczna. Nie tylko pojawia się tam trójkąt miłosny, ale też przystojny, niezwykły chłopak zakochuje się w niczym niewyróżniającej się dziewczynie. Zresztą podobieństw jest więcej -  można wymieniać, a wymieniać. Jednak pod pewnymi względami książka Houck okazała się dla mnie słabsza niż seria Meyer. Ta druga przynajmniej wciągnęła mnie na tyle, że przeczytałam ją w kilka dni w przeciwieństwie do tej pierwszej, która nie należy do pochłaniających i sporo czasu zajęło mi uporanie się z nią. Czytałam ją tylko po to, żeby w końcu skończyć. Mimo usilnych zabiegów autorki w celu dynamizacji akcji, powieść nie zaintrygowała mnie ani trochę i przez większość czasu po prostu się nudziłam.

Czuję, że parę słów powinnam poświęcić także głównej bohaterce tej powieści, ponieważ ta postać stanowi dla mnie pewnego rodzaju fenomen, jednak bynajmniej nie w pozytywnym sensie. Kelsey jest… no właśnie, jaka jest Kelsey? Nijaka. Mimo że to główna bohaterka powieści i zarazem jej narratorka, to po lekturze dalej nic o niej nie wiem. Owszem, przeczytałam, że ma osiemnaście lat, że niedawno skończyła liceum i że straciła rodziców w wypadku samochodowym. Ale nie wiem nic o tym, jaką naprawdę jest osobą. Zupełnie jakby nie miała żadnych cech charakteru. To niewiarygodne, że autorce udało się powołać do życia postać całkowicie pozbawioną osobowości. Po raz pierwszy spotykam się z czymś takim. Pozostali bohaterowie również nie wzbudzili mojej wielkiej sympatii. O Renie nawet nie chce mi się wypowiadać, ponieważ autorka wykreowała jego postać w okropny sposób. Niesamowicie go przerysowała, przez co stał się chyba jednym z najbardziej napuszonych bohaterów w historii literatury. Jego brat, który posiada jakieś wady (nieliczne, to nieliczne, ale zawsze!), wypada znacznie lepiej. Ogólnie nic ciekawego - żadnych interesujących osobowości, po prostu zgraja sztucznych, pozbawionych poczucia humoru, papierowych tworów.

Przyznaję otwarcie, że jestem czepliwa, jeśli chodzi o język i styl. Jednak jeżeli książka naprawdę mnie wciągnie i zainteresuje, jestem w stanie wiele przeboleć. „Klątwa tygrysa” to niestety pozycja tak słaba stylistycznie, że mimo najlepszych chęci, nie mogłam przymknąć na to oka. Niektóre zdania są potwornie dziwnie skonstruowane, a dialogi karykaturalnie nienaturalne. Opisy również nie należą do wyjątkowo plastycznych, ale przynajmniej jest ich mało i nie zdążyłam się nimi zmęczyć. To będą ostre słowa, ale trudno: językowo ta powieść znajduje się po prostu na żałosnym poziomie.

I nie tylko technicznie wiele brakuje jej do przyzwoitego poziomu. Fabuła też nie zachwyca, ponieważ autorce nie udało się uniknąć nielogiczności, od których się tam wręcz roi. Za jedyny plus można uznać świeży dla paranormali motyw, a mianowicie oparcie akcji na indyjskiej legendzie. Jakkolwiek trudno się tym cieszyć z uwagi na to, jak bardzo ten pomysł został zmarnowany. Można nawet powiedzieć – zmasakrowany. Niektóre sceny z tej powieści to żenada rodem z harlequina. Całość stanowi niesamowicie infantylny bełkot, przez który okropnie trudno było mi przebrnąć. Pod koniec cała historia zaczęła wręcz śmieszyć mnie swoją niedorzecznością. Nie oznacza to jednak, że jest to lektura zabawna w dobrym znaczeniu tego słowa. Dowcip w tej książce poraził mnie swoim brakiem błyskotliwości, co najwyraźniej oznacza, że poczucie humoru autorki nie pokrywa się z moim.

Debiutancka powieść Houck to jedna z tych książek, które przyniosły mi ogromne rozczarowanie. Zawiodła mnie ona praktycznie na każdym polu i z tego powodu na pewno nie sięgnę po następne części. Szkoda mi na to czasu i pieniędzy, a przede wszystkim nie mam ochoty czytać następnych wypocin autorstwa tej pisarki. Wątpię, żeby moje nastawienie miało się zmienić w najbliższym czasie, choćby okładka następnego tomu okazała się nie wiadomo jak ładna. Ze swojej strony odradzam tę lekturę. Nie dajcie się zwieść magii oprawy graficznej oraz sile reklamy!

środa, 23 maja 2012

Drżenie, Maggie Stiefvater

Tytuł: Drżenie
Autor: Maggie Stiefvater
Liczba stron: 460
Tłumaczenie: Ewa Kleszcz
Wydawnictwo: Wilga
Seria/Cykl: Wilkołaki z Mercy Falls tom I
Moja ocena: 4,5/6









Wilkołaki to wyeksploatowany temat. Dla mnie ogólnie dosyć mało atrakcyjny, ponieważ zawsze wydawały mi się one najmniej interesującymi ze wszystkich nadnaturalnych stworzeń. Mimo to sięgnęłam po „Drżenie” Maggie Stiefvater, w którym pojawiają się właśnie te istoty. Nie żałuję tej decyzji, gdyż dzięki lekturze tej książki w końcu udało mi się polubić połączenie wilczej i ludzkiej natury. Wilkołaki nadal nie są moimi ulubionymi stworzeniami fantastycznymi, ale mój stosunek do nich uległ znacznej zmianie na ich korzyść.

Główną bohaterką pierwszego tomu cyklu „Wilkołaki z Mercy Falls” jest uczennica liceum, Grace Brisbane. W dzieciństwie dziewczyna została pogryziona przez sforę wilków i cudem uszła z życiem z tego wydarzenia. Kilkanaście lat później miasteczkiem wstrząsa wiadomość o zagryzieniu przez wilki jej szkolnego kolegi, Jacka. Zdesperowani rodzice chłopaka chcą urządzić polowanie na te drapieżne zwierzęta. Grace za wszelką cenę pragnie temu zapobiec, ponieważ chce uchronić od śmierci wilka o pięknych, zadziwiająco ludzkich oczach, którego od lat widuje w pobliżu swojego domu. Tajemniczy osobnik okazuje się być wilkołakiem o imieniu Sam.

Grace to sympatyczna postać, którą od początku polubiłam. W przeciwieństwie do niektórych bohaterek, występujących w tego typu książkach, potrafi logicznie myśleć i często wykorzystuje tę umiejętność. Jej postępowanie było uzasadnione i poparte przemyśleniami. Grace reprezentuje typ samotniczki, która lubi niezależność. To, że jej pasją są książki, również sprawiło, iż nawiązałam z nią silniejszą więź. Bardzo spodobała mi się także postać Sama, ponieważ autorka nie wykreowała go na typowego, nadętego, zabójczo przystojnego pseudointeligenta, którzy tak często pojawiają się w paranormal romance. Sam nie jest wyidealizowany i za to należy się autorce duży plus.

Lektura powieści Stiefvater nie zajęła mi dużo czasu. To jedna z tych pozycji, które pochłania się w kilka godzin, a nawet, jeżeli dysponujemy odpowiednią ilością czasu, za jednym razem. Z pewnością przyczynił się do tego lekki, niewymagający język autorki, ale także wydanie książki, ponieważ czcionka jest dosyć duża i dzięki temu bardzo szybko przewraca się kolejne kartki. Niewątpliwie to także zasługa dynamicznie rozwijającej się akcji, która zaczyna się rozwijać praktycznie już od pierwszego rozdziału. Początkowe partie powieści intrygują na tyle, że chce się do niej jak najszybciej powrócić i poznać dalsze losy bohaterów.

Jednak łatwość czytania to nie jedyna zaleta tej powieści. Bardzo naturalne dialogi oraz niewymuszoność rozwoju relacji między bohaterami to kolejne z nich. „Drżenie” nie ma w sobie sztuczności ani przesadności. Nie da się ukryć, że przedstawia prostą historię, jednak momentami zmusza do refleksji. Grace uczy się akceptować Sama takim, jakim jest i mimo wielu przeszkód nie rezygnuje z tej znajomości. To, z czym musi się pogodzić, nie stanowi jakiegoś błahego problemu, z jakim miałaby do czynienia, gdyby Sam był na przykład bałaganiarzem. Musi zaakceptować znacznie więcej, a mianowicie wilczą część chłopaka. Podziwiam jej siłę, ponieważ na pewno nie było to dla niej łatwe. Ich relacja rodzi też pytanie o to, jak bardzo bylibyśmy w stanie zwalczyć naszą naturę dla drugiej osoby oraz ile zrobilibyśmy, by z nią być.

Gdy zaczynałam czytać „Drżenie”, byłam nim wprost zachwycona i myślałam już nawet o tym, jak entuzjastycznych słów użyję, gdy będę o nim pisała recenzję. Lektura wydawała mi się wprost rewelacyjna: niezwykle wciągająca, lekka, ale zarazem niebanalna. Jednak im dalej w nią brnęłam, tym bardziej to wrażenie bladło. Zaczęłam dostrzegać pewne wady tej powieści, które sprawiły, że moja jej ocena trochę się obniżyła. Pojawiły się też sceny, które w moich oczach wypadły dziwnie i w ogóle nie pasowały do reszty treści. Parę elementów akcji również uznałam za mocno naciągane. Nie jest to książka idealna, tak jak sądziłam na początku i ze względu na te niedociągnięcia, dotyczące głównie fabuły, nie mogę niestety zaliczyć jej do ulubionych.

Mimo wszystko „Drżenie” to paranormal na naprawdę bardzo przyzwoitym poziomie i moje odczucia z nim związane są pozytywne. Lektura tej książki dała mi kilka przyjemnych chwil oderwania od rzeczywistości. Na pewno sięgnę po następne części, ponieważ seria ta nie jest kolejną porcją bezwartościowej papki literackiej opakowanej w ładne okładki. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że następne części utrzymają ten wysoki poziom oraz polecić tę powieść wszystkim tym, którzy szukają czegoś lekkiego i lubią wciągającą akcję z elementami fantastyki.

sobota, 19 maja 2012

oTAGowana x4

Co najmniej większość bloggerów wie, czym jest krążąca ostatnio w recenzenckim gronie zabawa "oTAGowani". Jednak specjalnie dla tych, którzy nie wiedzą, o co chodzi, przedstawiam zasady:

1. Każda oTAGowana osoba ma za zadanie odpowiedzieć na 11 pytań zadanych przez "Taggera" na swoim blogu.
2. Po odpowiedzeniu na zadanie pytanie wybierasz nowe 11 osób do oTAGowania i piszesz je w sowim poście.
3. Tworzysz 11 nowych pytań.
4. Wymieniasz w danym poście osoby oTAGowane przez Ciebie.
5. Nie oznaczaj oTAGowanych już osób.
6. Poinformuj wpisane osoby, że zostały oTAGowane. 

Zostałam oTAGowana przez cztery osoby i wszystkim dziękuję za zaproszenie ;) A teraz przejdę do odpowiedzi, bo trochę ich będzie...

Pytania Cinnamon:

1. Czy jest książka, z którą emocjonalnie się zżyłaś i pragnęłabyś jej kontynuacji?
Myślę, że jest wiele takich książek, po których czułam żal, że już skończyłam lekturę. Naturalnie myślę wtedy o tym, że z chęcią spędziłabym z ulubionymi bohaterami jeszcze trochę czasu. Jednak ostatnio zaczynam czuć przesyt seriami - tych tomów jest stanowczo za dużo. Mimo to, liczę na kontynuacją "Intruza" S. Meyer, bo bardzo miło spędziłam czas z tą lekturą i wiąże się z nią wiele moich refleksji. 


2. Czy kiedykolwiek rozważałaś zawód bibliotekarki?
Przeszło mi to kilka razy przez myśl, ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym dłużej. Wiem, co chcę robić i to na tym skupiam się najbardziej. 

3. Twoja największa pasja to...?
Literatura. 

4. Twój zwyczaj podczas czytania to...?
Sprawdzenie liczby stron książki, ilości rozdziałów, ewentualnego podziału na części itp.

5. Kraj, który koniecznie musisz odwiedzić?
Hiszpania, Australia, Kanada, Irlandia. (Chyba miał być jeden...)

6. Może czy góry? A może las?
Należę do tych nielicznych wyjątków, czyli do ludzi, którzy lubią i morze, i góry. Las też może być ciekawy.

7. Nowe ubrania/kosmetyki czy nowa książka?
Naprawdę muszę wybrać? Ostatecznie jednak książka.

8. Piosenka, która pozytywnie Cię zaskoczyła, to...?
Ostatnio wykonanie "I won't give up" Glee, ponieważ nie znoszę tej piosenki w oryginale, a cover podoba mi się.

9. Jesteś melancholikiem, cholerykiem, flegmatykiem czy sangwinikiem?
Czymś w rodzaju cholerycznego melancholika. 

10. Lubisz kucharzyć?
Zdecydowanie nie.

11. Gdybyś była zwierzęciem to jakim? Odpowiedź uzasadnij.
Byłabym koalą. Bo jest urocza, mieszka w Australii i cały dzień siedzi na drzewie i odpoczywa ;) 

Pytania Kali:

1. Jakie jeast Twoje ulubione wspomnienie z dzieciństwa i z czym kojarzy Ci się ten okres?
Pamiętam bardzo wiele wspaniałych chwil związanych z dzieciństwem i chyba nie jestem w stanie wybrać tego jednego, które byłoby bardziej wyjątkowe od innych, ponieważ wszystkie są dla mnie bardzo ważne. Dzieciństwo było dla mnie naprawdę cudownym okresem. Kojarzy mi się przede wszystkim z beztroską, która już niestety nigdy nie powróci. 

2. Jaka piosenka najlepiej nadawałaby się na piosenkę promującą film o Twoim życiu?
Ciekawe pytanie ;) Szczególnie biorąc pod uwagę to, że muzyka to jedno z moich największych zainteresowań. Na chwilę obecną chyba chciałabym, żeby był to jakiś cover wykonany przez obsadę mojego ulubionego serialu - "Glee". Pojawiło się tam bardzo wiele piosenek, które dużo dla mnie znaczą. Teraz do głowy przychodzi mi jeden z ich ostatnich utworów - "I was here".

3. Który bohater książki najbardziej Cię przypomina, a którego chciałabyś przypominać?


To będzie jedno z najdziwniejszych wyznań w moim życiu, ale przemogę się: najbardziej przypomina mi mnie Wokulski z "Lalki". To wyjątkowo dziwne, tym bardziej, że to męski bohater, ale chodzi mi bardziej o cechy jego charakteru. Przypominam go głównie w tym, że potrafię pozostawać obojętna wobec wielu spraw, ale gdy znajdę coś, co jest dla mnie ważne czy interesujące, jestem w stanie zrobić wszystko (albo prawie wszystko), żeby spełnić swoje związane z tym marzenia. I jest jeszcze parę innych jego cech, które nas łączą. Ten bohater charakterologicznie jest mi chyba najbliższy, ale to nie znaczy, że jestem do niego jakoś ogromnie podobna, bo sporo cech nas różni. A kogo chciałabym przypominać? Lizzy Bennet z "Dumy i uprzedzenia" Jane Austen, którą podziwiam za erudycję i charyzmę. 

4. Kto ze sławnych postaci (realnych lub z literatury) stanowi dla Ciebie autorytet?
Od dawna nie szukam autorytetów wśród sławnych osób. Aktualnie nikt nie przychodzi mi do głowy, ale jeżeli znajdzie się ktoś dla mnie wyjątkowy na pewno go zapamiętam. Na tę chwilę bardzo podziwiam Chrisa Colfera, ale nie jestem pewna, czy można go nazwać moim autorytetem. 

5. Gdyby wybuchł pożar, jaką rzecz uratowałabyś jako pierwszą?
Mam lekcje PO w szkole, ale to nie zmienia faktu, że jestem zupełnie nieprzystosowana do takich sytuacji i wolę myśleć, że żadna z nich nigdy mi się nie przytrafi. Nie ma żadnego pożaru!  

6. Gdyby Twoje imię miało odzwierciedlać Twoje prawdziwe oblicze, jak ono by brzmiało?
Wolałabym jednak, żeby ludzie nie poznawali wszystkich moich cech od razu po usłyszeniu imienia ;)

7. Zetknęłaś się już z książką, która w jakiś sposób zmieniła Twoje spojrzenie na pewne poglądy?
Myślę, że każda książka w jakiś sposób nas kształtuje i zmienia, więc odpowiedź brzmi: tak.

8. Co można zobaczyć przez okno Twojego pokoju?
Okna innych pokoi, czyli nic ciekawego.

9. Gdyby przez jeden dzień mogło się spełnić każde Twoje życzenie, jakby on wyglądał?
Szczerze mówiąc, to pytanie trochę zbiło mnie z pantałyku, bo zdałam sobie sprawę, że wszystkich tych moich pragnień nie dałoby się zmieścić w ramach jednego dnia...

10. Jeśli założymy, że istnieje coś takiego jak reinkarnacja, jaką postać przyjęłabyś w swoim przyszłym życiu?
Koala. Jesteśmy do siebie dosyć podobne, głównie charakterologicznie...

11. Gdybyś mogła wybrać pisarza odpowiedzialnego za tworzenie scenariusza Twojego życia, kto by nim został?
Kerstin Gier - bohaterowie jej książek mają najprzyjemniejsze żywoty ze wszystkich. 

Pytania Angeli:

1. Jakie postaci męskie w książkach lubisz najbardziej? Romantyków, arogantów, czy może jakiś inny typ?
Nie mam określonego typu, lubię bardzo różnych bohaterów.

2. Masz jakieś zwierzę? Jak się wabi?
Teraz już nie mam. Kiedyś miałam rybki i chomika.

3. Jakie masz zainteresowania poza czytaniem?
Muzyka, Glee, hiszpański oraz związana z nim kultura, pisanie.

4. Jaką znasz książkę, która zapadła Ci głęboko w pamięć? I dlaczego właśnie ona?
Znam bardzo wiele takich książek. W pamięć zapadają mi głównie takie, które wzbudzają we mnie szereg różnych emocji, rodzą przemyślenia lub zaskakują mnie czymś. Lubię autentyczne książki i wielowymiarowych bohaterów. Są też książki, które muszę znać na pamięć, czyli lektury szkolne.

5. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z czytaniem?
Tak na poważnie to chyba z 5-6 lat temu, z "Dumą i uprzedzeniem" Austen.

6. Co lubisz nosić na co dzień?
Bardzo różne rzeczy. Z jednym zastrzeżeniem: nie cierpię sportowych ubrań.

7. Jaki przedmiot w szkole lubisz najbardziej?
Proste: język polski.

8. Co chciałabyś robić w przyszłości?
Studiować filologię hiszpańską.

9. Masz jakieś swoje amulety? Coś co nosisz na egzaminy, konkursy i co przynosi Ci szczęście?
Nie. W ogóle nie wierzę w takie rzeczy. 

10. Jaką porę roku lubisz najbardziej?
Lato.

11. Jak jest najdziwniejsza pozycja, jaką zdarzyło Ci się czytać?
Chyba "Klątwa tygrysa" Colleen Houck, którą czytam aktualnie, co nie znaczy, że jest to pozytywne zdziwienie... 

Pytania Dusi:

1. Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem?
Bloga założyłam w wakacje. Już wcześniej pisałam recenzje i doszłam do wniosku, że blog jest dobrą drogą do dzielenia się z innymi swoimi opiniami o książkach. 

2. Jakie masz inne zainteresowania oprócz książek?
To pytanie chyba już było: muzyka, Glee, pisanie, język polski, hiszpański.

3. Ulubiony/Ulubione gatunki literackie?
Angielska klasyka i szeroko pojęta fantastyka (z naciskiem na dystopie/antyutopie).

4. Masz jakieś niezapomniane wspomnienia z dzieciństwa? Jakie?
Podobne pytanie też już było. Mam wiele takich wspomnień. 

5. Wolisz twardą czy miękką okładkę?
Najbardziej lubię okładki ze skrzydełkami, bo nie są tak ciężkie jak twarde, ale też nie gną się tak szybko jak miękkie. 

6. Ulubiona lektura?
Z podstawówki: "Ania z Zielonego Wzgórza" - L. M Montgomery
Z gimnazjum: "Kamienie na szaniec" - Aleksander Kamiński
Z liceum: "Lalka" - Bolesław Prus (kocham, kocham, KOCHAM!)

7. Masz jakieś plany na przyszłość?
To raczej marzenia, nie plany, ale owszem mam.

8. Często oglądasz blogi innych?
Bardzo często.

9. Lubisz czytać na świeżym powietrzu?
Bardzo. Szczególnie wiosną lub latem, w parku ;)

10. Jaki jest Twój przedmiot w szkole, z którym miałaś problemy?
Problemów jakichś większych z przedmiotami nie mam, raczej bardzo wielu z nich nie lubię.

11. Czy jesteś szalona czy raczej spokojna?
To w dużej mierze zależy od okoliczności, towarzystwa, mojego nastroju. 

Nie typuję nikogo, bo już tyle osób zostało oTAGowanych i to po kilka razy, że już sama się w tym pogubiłam ;)

środa, 9 maja 2012

Niezgodna, Veronica Roth

Tytuł: Niezgodna
Autor: Veronica Roth
Liczba stron: 350
Tłumaczenie: Daniel Zych
Wydawnictwo: Amber
Seria/Cykl: Niezgodna: Tom I
Moja ocena: 3/6










Po „Niezgodną” autorstwa Veroniki Roth sięgnęłam z kilku powodów. Po pierwsze, to dystopia, a ja uwielbiam takie powieści. Po drugie, jest to książka porównywana do „Igrzysk śmierci” Suzanne Collins, których jestem fanką. I po trzecie, przyznaję otwarcie – zwiodły mnie te wszystkie pochlebne opinie na okładce i liczba sprzedanych egzemplarzy. Nigdy nie widziałam okładki do tego stopnia wypchanej przechwałkami. Po lekturze tej powieści dochodzę do wniosku, że co najmniej większość z nich jest bezzasadna.

„Spokój jest ograniczeniem”*

Główną bohaterką „Niezgodnej” jest szesnastoletnia Beatrice Prior, która zostawia swoją rodzinną frakcję – Altruizm, by wstąpić w szeregi Nieustraszonych. W nowej frakcji odnajdzie nie tylko przyjaciół, ale także wrogów. Zarówno przed jednymi, jak i drugimi musi ukrywać to, że jest Niezgodna, czyli wykazuje cechy charakterystyczne dla kilku frakcji jednocześnie. Czy uda jej się uniknąć ujawnienia i niebezpieczeństwa wynikającego z tego, kim jest?

Veronica Roth jest studentką, a „Niezgodna” to jej debiut literacki. Nawet gdybym nie znała tej informacji wcześniej, domyśliłabym się tego sama, bo w książce roi się od niedociągnięć i wyraźnie widać brak pisarskiej sprawy, co charakteryzuje debiutantów. Pierwsze rzucają się w oczy niedostatki stylu. Język jest mało plastyczny, co pozbawiło „życia” większość opisów, które swoją drogą są lakoniczne i okrojone do granic możliwości. Niektóre sformułowania i zwroty w dialogach są użyte zupełnie nietrafnie, przez co rozmowy wydają się sztuczne i płytkie. Zdania są krótkie i dziwne, sprawiają wrażenie pourywanych. Do tego dochodzi spora liczba błędów stylistycznych i literówek, ale to już wina kolejno tłumacza i korektora. Dajmy na to takie zdanie:

„Nie zdawałam sobie (tutaj chyba powinno być słowo „sprawy”, ale go nie ma), jak bardzo jest mi zimno, dopóki nie przestało mi być zimno.”*

Nie dość, że brakuje tu jednego słowa, to jeszcze całość jest kompletnie bez sensu.  W książce roi się od podobnych błędów i niestety przeszkadza to w czytaniu.

„Niezgodna” zawiera też całą masę błędów w konstrukcji fabuły. Te nielogiczności, o które potknęła się młoda autorka, nie pozwalają w pełni cieszyć się lekturą tej powieści. Bo sam pomysł na akcję podoba mi się ze względu na swoją świeżość i oryginalność, ale wykonanie całkowicie zawiodło. Ciekawy pomysł uchronił tę książkę od stania się w moich oczach całkowitą katastrofą. Dzięki niemu lektura wciągnęła mnie, za co należy się autorce kolejny plus. 

Narracja w powieści jest pierwszoosobowa, co moim zdaniem nie było zbyt dobrym posunięciem ze strony autorki, ponieważ Beatrice to postać zbyt wyidealizowana, żeby mogło to zrobić pozytywne wrażenie. To bohaterka, która nie ma niemal żadnych wad, kierująca się jednocześnie skrajną bezinteresownością i budzącą podziw odwagą. Sama prawość, ale niestety do mnie to nie przemawia. Takie postaci są sztampowe i nierealistyczne.   

Nie wiem, kto wpadł na pomysł porównywania „Niezgodnej” z trylogią Suzanne Collins, bo zestawianie tych dwóch powieści jest po prostu niedorzeczne. Jedyne, co te książki mają ze sobą wspólnego, to fakt, że obie zawierają dystopijne wizje przyszłości. Prawda jest taka, że powieść Roth do pięt nie dorasta cyklowi Collins. Dlaczego? Zasadnicza różnica między tymi seriami ujawnia się w sposobie ukazania okrucieństwa przez obie autorki. Okrucieństwo jest czymś, co trudno ukazać w powieści tak, by nie wyglądało groteskowo. Collins udźwignęła to zadanie i dzięki ukazaniu zła nadała swoim powieściom autentyczności i dojrzałości. Nie można tego samego powiedzieć o Roth, która karty swojej książki okrasiła taką ilością krwi, że w efekcie przypomina to kiepską grę komputerową. Tyle w tym temacie.      
           
Niewielki format „Niezgodnej” oraz wartka, nieskomplikowana akcja sprawiły, że przeczytałam ją w zaledwie kilka godzin. Trudno powiedzieć, żebym uważała ten czas za zmarnowany, jednak mogłabym spędzić go przyjemniej, gdyby lektura nie zawierała tak licznych błędów. Po następną część na pewno sięgnę, lecz nie będę z niecierpliwością oczekiwać jej polskiej premiery. Mój zapał względem tego cyklu znacznie osłabł, jednak kto wie? Może następna część pozytywnie mnie zaskoczy?

* Cytaty pochodzą z powieści „Niezgodna”, Veronica Roth, Wydawnictwo Amber, Warszawa, 2012 r.