-->

piątek, 6 kwietnia 2012

Intruz, Stephenie Meyer + Życzenia świąteczne :)

Tytuł: Intruz
Autor: Stephenie Meyer
Liczba stron: 560
Tłumaczenie: Łukasz Witczak
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Seria/Cykl: -
Moja ocena: 6/6









Nigdy nie ukrywałam tego, że nie należę do zagorzałych fanek „Zmierzchu” autorstwa Stephenie Meyer. Ani książka, ani film na jej podstawie nie wywarły na mnie pozytywnego wrażenia. Proza tej autorki nie przypadła mi do gustu, dlatego nie wyczekiwałam na premiery kolejnych jej książek i nie interesowałam się nimi. „Intruza” wielokrotnie napotykałam w księgarniach i nigdy nawet nie brałam tej pozycji do ręki. Zawsze kończyło się na przejechaniu znudzonym wzrokiem po okładce lub grzbiecie książki. Nie miałam zamiaru sięgać po tę lekturę, gdyż byłam przekonana, że nie jest ona książką dla mnie. Aż gdzieś kiedyś przeczytałam, że „Intruz” to dystopia, a ja wprost uwielbiam takie powieści i nie odpuszczam sobie żadnej. „Zmierzch” dość mocno nadszarpnął moje zaufanie do Meyer, dlatego wolałam nie ryzykować i pierwsze rozdziały czytałam w Internecie. Zaintrygowały mnie one do tego stopnia, że kilka dni później weszłam do sklepu z zamiarem kupna książki, od której miałam trzymać się z daleka. Nie sadziłam, że kiedykolwiek przeczytam „Intruza”, a już na pewno nie spodziewałam się tego, iż stanie się on jedną z moich ulubionych powieści. Ta książka przyniosła mi największe zaskoczenie w całej mojej czytelniczej historii.

Dusze są z natury dobre, przyjazne, współczujące i uczciwe. Nie potrafią kłamać i nie znają takich uczuć jak gniew, złość czy nienawiść. By egzystować potrzebują żywiciela, czyli ciała, w którym mogłyby zamieszkać. Wagabunda mieszkała już na ośmiu planetach. Ziemia jest dziewiątą z kolei, a ciało Melanie to jej dziewiąty żywiciel. Wejście do umysłu dziewczyny i pokierowanie nim okazuje się dla Wagabundy trudniejsze, niż przy innych żywicielach. Melanie nie chce się poddać i usiłuje przejąć kontrolę nad własnym ciałem. W jednym ciele żyją dwie osoby, a ich koegzystencja nie należy do łatwych. Wagabunda jest intruzem w nie swoim ciele.

Jako że w ogóle nie planowałam czytania tej książki, nie miałam względem niej właściwie żadnych oczekiwań. Myślałam, że znajdę w niej mdły, tani romans napisany okropnie infantylnym językiem. Tymczasem styl pisania zaskoczył mnie już na wstępie, bo, mimo że nie można powiedzieć, iż jest to wyrafinowane pisarstwo, to przynajmniej niczym nie przypomina zakrawającego na grafomanię bełkotu, jaki autorka zaserwowała czytelnikom w „Zmierzchu”. O ile czytając jej poprzednie pozycje, bardzo się męczyłam, o tyle przy „Intruzie” nie odczuwałam nawet cienia irytacji. Pierwsze rozdziały wprawiły mnie w osłupienie. Miałam wrażenie, jakbym czytała powieść napisaną przez kogoś zupełnie innego niż Meyer – tak wielka przepaść dzieli tę pozycję od jej poprzednich książek.

Zaskoczył mnie nie tylko język, ale przede wszystkim tematyka, która wydała mi się niezwykle ciekawa i oryginalna. Jednak najbardziej zadziwiła mnie dojrzałość, z jaką została napisana ta książka. „Intruz” w niewymuszony sposób zmusza do refleksji i przemyśleń nad tym, co to naprawdę znaczy być człowiekiem. Czy samo ciało czyni z nas ludzi? Czy może jest to umiejętność odróżniania dobra od zła, niepoddawania się zwierzęcym instynktom drzemiącym w każdym ciele? Czy też tak jak w przypadku Wagabundy, która po latach poszukiwań znalazła swoje miejsce na świecie właśnie na Ziemi, świadomość bycia człowiekiem i docenienie tego? „Intruz” porusza także inne kwestie, takie jak nietolerancja, wyobcowanie, przemoc i nienawiść. Podczas lektury tej książki jest się nad czym zastanawiać. Nie należy ona do jednowymiarowych powieści, w których główną rolę odgrywa wątek miłosny.

Co nie znaczy, że takowego wątku w „Intruzie” nie ma. Tutaj Meyer zaskoczyła mnie kolejny raz. Tym razem sposobem, w jaki przedstawiła miłość jako uczucie będące w takim samym stopniu źródłem cierpienia, jak i szczęścia. Dylematy i przemyślenia Wagabundy nie są głupimi, dziecinnymi, pozbawionymi sensu refleksjami Belli nad urodą Edwarda. Bardzo łatwo było mi wczuć się w sytuację zarówno Wagabundy, jak i pozostałych bohaterów. Właśnie dlatego podczas lektury towarzyszyło mi wiele silnych emocji. Przeżywałam ją całą sobą. A pod koniec po prostu się popłakałam. Ale nie z frustracji, tak jak przy „Zmierzchu”, a z czystego wzruszenia. Historia Wagabundy niewiarygodnie mnie poruszyła i z tego powodu na pewno jeszcze kiedyś do niej powrócę.

Jako dystopia „Intruz” również świetnie się sprawdza. Przeczytałam go bardzo szybko, ponieważ jego lektura mocno mnie wciągnęła. Fabuła i świat wykreowany przez autorkę zafascynowały mnie. Z przyjemnością czytałam o nowej wizji świata w przyszłości. Akcja jest znakomicie poprowadzona, napięcie wzrasta z każdą przewróconą stroną. Bohaterowie są barwni i ciekawi, a Dusze jako nowy rodzaj istot budzą zainteresowanie.

„Intruz” jest jedną z najpiękniejszych książek, jakie w życiu przeczytałam. Jeszcze nigdy żadna powieść nie zaskoczyła mnie w takim stopniu, jak ta. Nie żałuję, że zdecydowałam się po nią sięgnąć, bo dostarczyła mi wielu emocji i wzruszeń oraz zmusiła do przemyśleń, a tego właśnie szukam w literaturze. Szkoda, że spośród książek Meyer, ta jest najmniej znana. Moim zdaniem powinna być jej sztandarową powieścią. To z nią w pierwszej kolejności powinno kojarzyć się to nazwisko. Rozbieżność między książkami tej pisarki jest po prostu ogromna, dlatego przez jakiś czas po lekturze towarzyszyło mi uczucie rozdwojenia. Zastanawiałam się, jak dwie książki tej samej autorki mogą wzbudzać we mnie tak skrajne odczucia. Ostatecznie jednak pogodziłam się z tym, że autorka „Intruza” jest jednocześnie autorką „Zmierzchu”. Niezależnie od moich doświadczeń związanych z sagą przyznaję, że „Intruz” jest po prostu rewelacyjną pozycją. 

***

Moi drodzy czytelnicy! 
Z okazji nadchodzących świąt wielkanocnych pragnę życzyć Wam wszystkiego, co najlepsze,
dużo radości oraz ciepłej, rodzinnej atmosfery.
Niech w wirze świątecznych przygotowań nie zabraknie Wam czasu na dobrą lekturę :)
Wesołych świąt!

środa, 4 kwietnia 2012

Pamiętnik, Nicholas Sparks

Tytuł: Pamiętnik
Autor: Nicholas Sparks
Liczba stron: 206
Tłumaczenie: Anna Maria Nowak
Wydawnictwo: Albatros
Seria/Cykl: -
Moja ocena: 4/6










W przeciągu paru ostatnich lat nazwisko Sparks wielokrotnie obijało mi się o uszy. Tysiące razy widziałam też książki tego autora w księgarniach. Jednak nigdy nie zainteresowałam się jego twórczością. Po prostu nie ciągnęło mnie do jego książek i nie miałam ochoty się z nimi zapoznawać. O sięgnięciu po „Pamiętnik” zadecydował impuls. Kaprys. Chwilowa zachcianka. Czasami dobrze jest ulec swoim fanaberiom, bo, jak się okazało w moim przypadku, można trafić na całkiem przyzwoitą książkę.

„Jestem zwyczajnym człowiekiem o zwyczajnych myślach i wiodłem zwyczajne życie. Nikt nie postawił pomnika ku mej czci, a moje imię szybko pójdzie w zapomnienie, lecz kochałem – całym sercem i duszą – a to moim zdaniem wystarczająco dużo.”*

Noah Calhoun i Allie Nelson spędzili wspólnie jedno lato, które sprawiło, że zapragnęli przeżywać razem nie tylko wakacyjne miesiące, ale wszystkie pozostałe też. Po czternastu latach rozłąki spotykają się ponownie. Czy ich uczucie okaże się na tyle silne, by pokonać przeszkody, stojące na ich drodze do wspólnego szczęścia?

Wiele dobrego słyszałam o twórczości Sparksa. Najczęściej powtarzały się opinie, iż jego książki są wzruszające i przepełnione ciepłem. Szczególnie dużo słyszałam o „Pamiętniku”, który zyskał ogromną popularność za sprawą ekranizacji. Oczekiwałam, że lektura ta wywoła we mnie wiele emocji już od samego początku. Po cichu liczyłam także na wzruszenia, a może nawet i łzy. Tymczasem początek książki wciągnął mnie, ale w żaden sposób nie poruszył. Na emocje musiałam trochę poczekać. Lektura stopniowo, powoli ujmowała mnie za serce. Łez też się doczekałam, chociaż nie w takiej ilości, jakiej się spodziewałam. Niewątpliwie coś w pisarstwie Sparksa jest. Coś, co przyciąga do jego książek jak magnes. Coś, co sprawia, że nie można się od nich oderwać. Coś, co porusza i budzi wiele silnych uczuć.

Lekkość, z jaką czyta się tę pozycję, jest zadziwiająca. Lektura ta nie sprawia najmniejszych trudności. Język jest przystępny, ale dosyć barwny, dzięki czemu czyta się niezwykle przyjemnie i szybko. Z naciskiem na to drugie – strony książki przewraca się błyskawicznie, nawet nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak daleko zabrnęło się już w lekturę. Bardzo niechętnie odkładałam powieść na bok i z niecierpliwością wyczekiwałam momentu, w którym mogłabym powrócić do lektury, ponieważ zaintrygowała mnie ona niemal od pierwszych stron.

„Pamiętnik” jest jedną z najprostszych powieści, jakie w życiu przeczytałam. Najprostszych pod każdym względem – języka, konstrukcji fabuły, charakterów postaci. Ta prostota była dla mnie niezmiernie denerwująca, ponieważ lubię skomplikowane, zagmatwane historie, w których interpretacja zdarzeń zależy od perspektywy patrzenia i nigdy nie jest jednakowa. Lubię, kiedy prawda i słuszność stają się subiektywne, a autor daje czytelnikowi możliwość wyboru, po której stronie konfliktu chce się opowiedzieć. W książce Sparksa takiej opcji nie ma. Czytelnik od razu nie ma wątpliwości, gdzie leży racja i kto należy do postaci pozytywnych, a kto do negatywnych oraz kogo obdarzyć sympatią, a kogo nie. Trochę to wszystko zbyt ckliwe i proste, by mogło wydawać się wiarygodne. „Pamiętnikowi” brakuje tej niejednoznaczności, która czyni literaturę bardziej zbliżoną do realnej rzeczywistości.

Jedno wyróżnia „Pamiętnik” na tle podobnych powieści. Lektura tej książki zapada głęboko w pamięć, każe się nad sobą zastanawiać i powracać do siebie, choćby tylko w myślach. Nie wiem, czym konkretnie jest to spowodowane, ale historii zawartej w tej stosunkowo krótkiej powieści nie sposób zapomnieć. Z tego powodu można ją polecić dosłownie każdemu, niezależnie od jego upodobań literackich.

Najbardziej znana powieść Sparksa nie zachwyciła mnie, ale muszę przyznać, że w jakiś sposób mnie oczarowała. Dawno nie czytałam równie przyjemnej książki, która opowiadałaby tak ładną historię. Mimo że nie jestem tak pełna podziwu dla tego autora jak większość czytelników, na pewno jeszcze kiedyś dam mu szansę i sięgnę po jego następne pozycje. Głównie dlatego, że bardzo miło spędziłam czas z jego książką. Mam nadzieję, że inne okażą się co najmniej równie dobre.

*Cytat pochodzi z książki "Pamiętnik", Nicholas Sparks, Wydawnictwo Albatros, 2007 r.