Autor: Nina Reichter
Liczba stron: 380
Wydawnictwo: Novae Res
Seria/Cykl: Ostatnia spowiedź, tom I
Moja ocena: 2/6
Debiutancka
powieść polskiej autorki Niny Reichter zatytułowana „Ostatnia spowiedź”
wywołała ostatnio duże poruszenie wśród czytelników, a w szczególności wśród ich
żeńskiej części. To ostatnie raczej mnie nie dziwi, zważywszy na to, że głównym
tematem tej książki jest miłość. Ally Hanningan jest zwykłą dziewczyną, którą w
życiu spotkało kilka nieprzyjemnych doświadczeń z facetami. Z tej przyczyny
zdecydowała już nigdy więcej nie poddać się miłości i związała się z całkowicie
jej obojętnym, dużo starszym Christophem. Podczas podróży ze Stanów do Francji spóźnia
się na samolot i musi spędzić noc na lotnisku. W tym samym czasie w podobnej
sytuacji znajduje się Bradin Rothfeld – frontamn niemieckiego, rockowego
zespołu „Bitter Grace”. Między tym dwojgiem nawiązuje się relacja, która potrwa
dłużej niż kilka godzin spędzonych w lotniskowej poczekalni.
Nina
Reichter ukończyła studia prawnicze, a „Ostatnia spowiedź” pierwotnie została
opublikowana na jej blogu jako fanfiction. Opis fabuły od razu wzbudził we mnie
podejrzenia i okazało się, że były słuszne – zespół, który zainspirował
autorkę, to „Tokio Hotel”, Bradin to Bill, a jego brat Tom zachował oryginalne
imię także w książce. Szczerze mówiąc, a raczej pisząc, nie mam pojęcia, co
mnie podkusiło, żeby sięgnąć po tę lekturę. Ja nawet nie lubię Tokio Hotel, co
więcej dziwi mnie, że ktoś jeszcze za nimi szaleje… Chyba uznałam, że uda mi
się zignorować te podobieństwa, ale nic z tego – twarz Billa miałam cały czas
przed oczami, co raczej nie wpływało pozytywnie na mój odbiór tej książki. To
wręcz porażająco dobre recenzje, jakie zbiera „Ostatnia spowiedź”, sprawiły, że
mimo wszystko zdecydowałam się po nią sięgnąć. Byłam tak bardzo ciekawa tej lektury,
że kupiłam ją i od razu zaczęłam czytać, ignorując wszelkie podszepty mojego
rozsądku. I był to jeden z najgorszych błędów ostatnich dni, bo czytanie tej powieści
było co najmniej męczące, a najgorsze, że sama sprowadziłam sobie tę mękę na głowę.
Początki
z tą lekturą nie były takie fatalne, nastawiona byłam raczej obojętnie, ale im
dalej w las, tym gorzej. Fabuła jest naciągnięta do granic możliwości – od
dawna nie spotkałam się z równie źle poprowadzoną, nielogiczną akcją. Ale
najgorszy aspekt tych wydarzeń to ich kompletna nierealistyczność. Właściwie
mamy tutaj ten sam schemat co w „Zmierzchu” Stephenie Meyer – zwykła
dziewczyna, w której zakochuje się niezwykły chłopak, tylko tym razem książę
nie okazuje się być wampirem, a wokalistą znanego zespołu. Nie bawi mnie już
zupełnie w kółko odgrzewanie tego samego kotleta. Kolejna rzecz, że kartki
książki wypełniają bezsensowne wymiany zdań między bohaterami, które do niczego
nie prowadzą, a jak już pojawiają się jakieś znaczące wydarzenia, to jest to
wielkie BUM – dramat zaczyna gonić dramat, a jeden jest bardziej pseudo-dramatyczny
i niemożliwy od drugiego. Obfitość romantycznych uniesień między Ally i
Bradinem też była dla mnie zatrważająca – a to oglądają razem gwiazdy, a to on
śpiewa jej piosenkę na karaoke, a to mają kolejną bardzo ważną i głęboką
rozmowę przez telefon, a to obmacują się w garderobie przed koncertem. Cały
czas dręczą ich też żenujące fantazje erotyczne. Po prostu fuj.
Jednak
najgorsi w tym wszystkim są chyba bohaterowie. W moim odczuciu zupełnie
tragiczni, szczególnie Ally, która charakterologicznie przypomina Bellę z
wspomnianego wcześniej „Zmierzchu”. Co dwie strony zalewa się łzami, co pod
koniec irytowało mnie do tego stopnia, że nie mogłam się powstrzymać, żeby nie
przewracać oczami. Ally cierpi, cierpi i zalewa się łzami, i znowu cierpi, a
potem zalewa się łzami. Oczywiście nie widzi, że główną przyczyną tych
rzekomych nieszczęść jest ona sama. Haningan to osoba niesamodzielna,
nieodpowiedzialna, nie mająca własnego zdania i cienia odwagi, żeby postawić
się stawiającej absurdalne żądania matce, przy tym nudna, pozbawiona charakteru
oraz poczucia humoru i niezmiernie irytująca. Pozostałe postaci również mają
chroniczny weltschmerz, sami są dla siebie przeszkodą i dosłownie wymyślają
kolejne problemy. Bradin został przedstawiony jako bożyszcze nie z tej ziemi, a
jednocześnie jako skromny, romantyczny chłopaczek, czyli same zalety i zero
realizmu. „Rockman” nagminnie nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań względem
zespołu, byle tylko udowodnić Ally swoją bezgraniczną miłość. Ogólnie zachowuje
się jak skończony idiota, ale idealnie spełnia wymogi romantycznego księcia z
bajki. Załatwia nawet dziewczynie, która zrobiła w życiu raptem kilka
amatorskich zdjęć, wykonanie sesji dla, uwaga uwaga!, samego „Vanity Fair”…
Jestem pewna, że żadna gazeta takiego formatu nie wyraziłaby na to zgody i też
nikt przy zdrowych zmysłach przy tak małym doświadczeniu by się tego nie
podjął. Ale przecież jesteśmy uwięzieni w tej bajce i Ally świetnie sobie ze
wszystkim radzi, staje się zupełną profesjonalistką w całe pięć minut i lata
pracy innych fotografów już nic nie znaczą. Zupełnie nieprawdopodobne, jak
wszystko w tej książce. Ale oprócz Ally i Bradina mamy jeszcze postaci Toma i
Christopha. Pierwszy to kolejny schematyczny bohater w tej powieści – tym razem
Reichter zrobiła kalkę ze stereotypowego macho. Oczywiście zamieszała w tym
diabelskim kotle jeszcze bardziej i stworzyła trójkąt Bradin-Ally-Tom, co
uczyniło dla mnie tę książkę jeszcze bardziej nieznośną. Z kolei Christoph to
demoniczny narzeczony, który terroryzuje Ally gównie dlatego, że ona mu na to
pozwala. W każdym razie jest oślizgły i zły. Buuuu.
Ale
to jeszcze nie koniec skarg – za bardzo mi się nie podobała ta powieść, żebym
mogła już w tym momencie przestać się
nad nią pastwić. Pozostaje jeszcze styl, który dopełnia tego żałosnego obrazka.
Autorka używa okropnie patetycznego języka, posługuje się wymuszonymi
metaforami, sili się na artyzm i po prostu przesadza. Wszystkie rozdziały mają
jakieś pseudo-poetyckie tytuły, jak na przykład: „Mój najlepszy grzechu”,
„Zabrałeś miłość… szczęście… czy tylko powietrze?” albo „Jesteś moim
pragnieniem… moją nadzieją… i moją niepewnością. Dajesz mi wszystko i wszystko
możesz mi odebrać”. Równie dobrze mogłyby nosić tytuły: „Banał”, „Jeszcze
gorszy banał” i „Szczyt wszystkich banałów”. No i w końcu coś, czemu nie mogę
się nadziwić – w powieści znaleźć można całkiem sporo błędów stylistycznych.
Ally „zalewa filiżankę wodą”, albo „nostalgicznie miesza kawę” (tutaj
wyobraziłam ją sobie w zatłoczonym niemieckim Starbucksie, jak zanurza
plastikowe mieszadełko w papierowym kubku – szalenie nostalgicznie!). Ogólnie „melancholijnie”
i „nostalgicznie” to chyba ulubione słowa autorki i przez to napotykamy je we
wszystkich możliwie najgorszych po temu momentach. Jednak ten styl, gdyby go
trochę utemperować i wyrzucić z niego ten patetyczny bełkot, miałby jaki taki
potencjał. Szkoda.
Z
tego, co napisałam wyżej, wynika, że „Ostatnia spowiedź” ma same wady i co tu
dużo mówić – tak rzeczywiście jest. To koszmarne, pełne banałów i
niedorzeczności czytadło, które w pewnych momentach mocno zalatuje tanim
harlequinem. Przede wszystkim takie książki, chociaż z pozoru niegroźne, już od
paru lat zaszczepiają w umysłach dziewczyn kompletnie odrealnione wyobrażenia
świata i miłości. Oczywiście, że są osoby, które potrafią doskonale odróżnić
świat rzeczywisty od tego książkowego i dla nich tego typu powieści mogą być
świetną zabawą, nie mam nic przeciwko. Ale naprawdę szkoda mi dziewczyn, i tych
kilku chłopaków, którzy po przeczytaniu czegoś takiego będą w życiu szukać
podobnych wrażeń, bo po prostu bardzo mocno się rozczarują. Takie rzeczy się
nie zdarzają, ludzie pokroju Bradina też nie występują w naturze i chyba bardzo
dobrze, bo wszyscy porzygalibyśmy się od tego wymuszonego, sztampowego
romantyzmu. Apoteoza zakazanej, niemożliwej miłości zawarta w tego typu
książkach też działa na mnie jak płachta na byka, bo tego typu związki wcale
nie są takie „fajne”, częściej przynoszą nieszczęście niż radość i zazwyczaj
nie kończą się happy endem. Jeżeli ktoś twardo stąpa po ziemi i ma mocne nerwy
„Ostatnia spowiedź” nie zrobi mu krzywdy i może akurat trafi w jego gust, ale
jeżeli ktoś chce się przez tę książkę karmić kolejnymi fantazjami to lepiej od
razu z niej zrezygnować. Dla osób naprawdę zainteresowanych podobną tematyką bardzo polecam powieść „Jednym tchem” – Anna
Rybkowska zrobiła to jakieś tysiąc razy lepiej.
Jedynym
powodem, dla którego nie dałam temu szmirowatemu dziełku najniższej oceny jest
to, że przeczytałam je w miarę szybko, bo chciałam po prostu wiedzieć, co
będzie dalej. Jednak mimo wszystko po następną część raczej nie sięgnę, bo nie
mam na tyle masochistycznych zapędów. Gdybym
miała napisać własne, wymarzone zakończenie, wsadziłabym wszystkich bohaterów
do wielkiej, NOSTALGICZNIE rozpędzonej ciężarówki bez hamulców i patrzyła jak MELANCHOLIJNIE
spadają w przepaść, a potem roztrzaskują się na jej dnie, a wraz z nimi ich
sztuczne dramaty i wymuszony romantyzm.
***
Jeżeli mimo mojej recenzji, ktoś nadal jest zainteresowany tą lekturą i chce się przekonać na własnej skórze, czy przypadnie mu ona do gustu, chętnie ją wymienię bądź sprzedam. Aktualnie zajmuje mi cenne miejsce na półce. Osoby, które chcą pozbawić mnie tego kłopotu, proszę o kontakt na portalu Lubimy Czytać lub przez mój e-mail, który znajdziecie w zakładce "O mnie" :)
***
Jeżeli mimo mojej recenzji, ktoś nadal jest zainteresowany tą lekturą i chce się przekonać na własnej skórze, czy przypadnie mu ona do gustu, chętnie ją wymienię bądź sprzedam. Aktualnie zajmuje mi cenne miejsce na półce. Osoby, które chcą pozbawić mnie tego kłopotu, proszę o kontakt na portalu Lubimy Czytać lub przez mój e-mail, który znajdziecie w zakładce "O mnie" :)
Jedna z niewielu opinii o tej książce, która ma negatywny wydźwięk. W sumie... cieszę się, że i takie można spotkać, bo niektórzy pisząc o tej powieści, zachwalali ją tak bardzo, że bałabym się sięgać po nią z tego względu, iż wydawała się zbyt idealna. Teraz wiem, że wcale taka nie jest. :)
OdpowiedzUsuńJa też widziałam pełno bardzo pochlebnych opinii o tej powieści i głównie dlatego po nią sięgnęłam. Mnie nie zachwyciła, ale rozumiem, że gusta są różne. :) Najlepiej chyba samemu przeczytać i wyrobić sobie opinię. ;)
UsuńMyślę, że Ally zachowywała się jak każda wrażliwa kobieta. Osobiście również mam skłonności do takich opisanych przez Ciebie rozpaczy, ale nie widzę w tym nic złego, a już na pewno nie porównywałabym siebie ani Ally do tej irytującej Belli, która najchętniej położyłaby się na schodach i czekała aż jej życie w końcu się rozpocznie. Nie rozumiem, jak mogłaś tak nisko ocenić tę książkę i wypisać aż tyle wad, bo właściwie żadnej z nich nie przypisałabym do "Ostatniej spowiedzi", która (zwłaszcza zakończenie) naprawdę mnie poruszyła. Najwyraźniej mamy inny gust ;)
OdpowiedzUsuńOdebrałam tę postać, tak jak odebrałam i nie uważam, aby moja jej ocena była w czymś gorsza od Twojej. Moim zdaniem Ally zachowywała się nie tyle jak wrażliwa kobieta, co rozpuszczony dzieciak. Też jestem osobą wrażliwą, jednak w życiu nie zachowywałabym się równie melodramatycznie co bohaterka wykreowana przez Reichter. Szanuję zdanie innych i jeżeli podobała im się ta książka - to w porządku, ale mam też prawo do własnej opinii, tym bardziej, że podobałam uzasadnienie i dlatego nie wiem, co tu jest do "nie rozumienia".
UsuńCatalina, jak miło Cię znów widzieć w blogosferze! Brakowało mi już Twoich recenzji. ;)
OdpowiedzUsuń"Chroniczny weltschmerz" - to określenie made my day :D
Ogólnie rzecz ujmując, do tej pory wyobrażałam sobie "Ostatnią powieść" jako naprawdę dobrą, wciągającą książkę. Pojęcia nie miałam, że to fanfic, napisany w dodatku przez polską autorkę. Ale wiesz co? Po Twojej recenzji z chęcią sięgnęłabym po to czytadło, żeby chociaż się trochę pośmiać z tego nostalgicznego mieszania kawy i innych takich. ;)
Dziękuję za miłe powitanie i to mnie miło gościć Ciebie w moich skromnych progach. ;)
UsuńJa też właśnie tak wyobrażałam sobie tę książkę i jak widać po recenzji - rozczarowałam się. Haha, jako skarbnica takich smaczków ta powieść rzeczywiście ma sporo do zaoferowania. :D
Pierwszy raz czytam negatywną opinię, książkę już pożyczyłam także Cię nie uratuję;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia z lekturą, może Tobie przypadnie do gustu i sprawi więcej przyjemności, niż mnie. ;)
UsuńSzok i niedowierzanie, bo ja dałam tej książce najwyższą notę. Mnie ta historia bardzo zauroczyła. To prawda, że momentami była zbyt melodramatyczna, szczególnie końcówka, ale mimo wszystko przymrużyłam oko na tę wadę.
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak szanuje twoje odmienne zdanie i cieszę się, że nie boisz się otwarcie o tym pisać.
Pozdrawiam :-))
Różnica gustów, rozumiem, że nie każdy musi krytykować to, co ja krytykuję. ;) W takim razie mam nadzieję, że druga część nadejdzie szybko i będziesz mogła się nią cieszyć!
UsuńI bardzo doceniam to, że nie negujesz mojego zdania, cieszę się, że są jeszcze tolerancyjni ludzie. ;)
Druga negatywna recenzja tej książki, z jaką się spotkałam. :) I nawet mam maleńką ochotę przeczytać Ostatnią spowiedź, żeby przekonać się, czy naprawdę jest taka słaba i wyrobić sobie własne zdanie, bo póki co nie mam żadnego. I chyba tak zrobię, wybiorę się do biblioteki przy najbliższej okazji i poszperam trochę.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobała Twoja recenzja i to nie ma nic wspólnego z tym, że uwielbiam negatywne opinie o książkach. Mam nadzieję, że nie poleci na Ciebie żaden hejt, bo już raz widziałam na jednym blogu, że ta książka ma zadziwiająco dużo obrońców. :)
Jasne, zawsze najlepiej samemu się przekonać, czy dana książka wpasowuje się w nasz gust. ;)
UsuńI bardzo dziękuję za miłe słowa! :) Ja też cenię sobie nie tylko te negatywne opinie. Głównie doceniam recenzje, które zawierają szczere odczucia, niezależnie od tego, czy są pozytywne czy negatywne. Co do hejtu to słyszałam o tej sytuacji i przemknęło mi to przez myśl, gdy pisałam tę recenzję, jednak nie chciałam pisać czegoś, z czym się nie zgadzam. Ostatecznie szczerość względem samego siebie to podstawa. Swoją drogą dziwią mnie podobne reakcje czytelników, bo przecież o to w recenzjach chodzi, żeby wyrażać swoje poglądy. Sama zawsze staram się być tolerancyjna i nie narzucać niczego innym. ;)
Haha coś czuję, że będę miała podobne odczucia! Świetna recenzja! Nie pochwalna, jak większość :)
OdpowiedzUsuńW takim razie mam nadzieję, że podzielisz się swoimi wrażeniami, jeżeli przeczytasz książkę. ;)
UsuńI dziękuję! :D
Ta książka jest już od dawna bardzo popularna. Aż mi się odechciało jej przeczytać. Może kiedyś mi się odmieni. ;)
OdpowiedzUsuńTaaak, jest popularna odkąd została wydana. Jeżeli Ci się nie odmieni, to wątpię, że dużo stracisz. :D
UsuńTo chyba druga niepochlebna recenzja tej książki z jaką się spotkałam. Od początku jej wydania zastanawiałam się co wszyscy widzą w tej powieści. Przecież już po przeczytaniu opisu można wywnioskować jaka jest ta książka! Nie miałam zamiaru czytać "Ostatniej spowiedzi", a Twoja recenzja tylko utwierdziła mnie w tym, że nie warto.
OdpowiedzUsuńPS. To porównanie do odgrzewanego kotleta jest bardzo fajne! Spodobało mi się :)
Mnie właśnie skusiły te recenzje i jak widać nie była to książka dla mnie. ;) I dziękuję!
UsuńCzytałam już dużo recenzji na temat tej książki i faktycznie większość była bardzo pochlebna. Może kiedyś przeczytam Ostatnią Spowiedź z czystej ciekawości, ale nie oczekuje zbyt wiele. :))
OdpowiedzUsuńWłaśnie ja chyba za dużo od niej oczekiwałam... Mam nadzieję, że podzielisz się wrażeniami, jeżeli książka wpadnie w Twoje ręce. ;)
UsuńCzytałam już mnóstwo recenzji tej książki i jedne są skrajnie pozytywne, czyli pełne zachwytów, a drugie z kolei całkowicie odwrotnie. Przez to ja jestem jej bardzo ciekawa i chciałabym się przekonać na własnej skórze, jaka rzeczywiście jest:)
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie też byłabym bardzo ciekawa. :D Jak najbardziej, najlepiej samemu sprawdzić, ostatecznie każdy ma inne upodobania. ;)
UsuńKsiążkę, którą chciałam przeczytać mocno zjechałaś:D Muszę przyznać, że teraz nie mam ochoty po nią sięgać. W morzu pozytywnych recenzji znalazłam te dwie, które mocno mnie do "Ostatniej spowiedzi" zniechęciły. Odpuszczam.
OdpowiedzUsuńPS Recenzja genialna! Pięknie ubrałaś wszystko w słowa. Podziwiam :)
Jeżeli nie masz ochoty na książkę, to masz rację - lepiej odpuścić, żeby się nie męczyć i nie marnować czasu. ;) Dziękuję bardzo za miłe słowa! :)
UsuńTo ja chyba też nie bardzo mam na nią niestety ochotę. Nie czytałam wcześniej żadnej jej recenzji, także nie jest to jakaś znana powieść.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Swego czasu trochę recenzji było. ;) Jak nie ma chęci, to i nie ma co się zmuszać. Również pozdrawiam! :)
UsuńŚwietna recenzja i choć na mnie książka zrobiła pozytywne wrażenie to miałam dużo przyjemności podczas czytania Twojej opinii. Trudno mi jest nawet ustosunkować się do Twoich zarzutów, ponieważ książkę czytałam już dawno i nie bardzo pamiętam. Z drugiej jednak strony, jak tak szybko "wyparowała" coś musi w tym być
OdpowiedzUsuńDziękuję za docenienie mojej recenzji, tym bardziej, że Tobie książka się podobała. ;) Tak jak napisałam w recenzji - to takie czytadło, które może się spodobać i wciągnąć, jednak szybko ulatuje z pamięci. :)
UsuńŁał, świetna recenzja! Książki natomiast będę unikać, bo nie lubię takich właśnie melodramatycznych historii. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! <3 Ja też właśnie nie przepadam za takimi lekturami, nie mój klimat. ;)
UsuńZa dużo się o tej książce naczytałam i aż mi zbrzydło. W końcu jakaś sensowna recenzja. :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, recenzji było sporo. I dziękuję! :)
UsuńŚwietna książka!
OdpowiedzUsuńCatalina, jak zwykle świetna recenzja! :)
OdpowiedzUsuńGłównie czytałam same pozytywne recenzje tej książki, dlatego z chęcią przeczytałam Twoją opinię. Teraz nie wiem, czy kupić tę powieść czy nie. Chyba się skuszę, aby sprawdzić jakie będą moje wrażenia :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że podzielisz się wrażeniami, jak już przeczytasz książkę! :)
UsuńDo tej pory czytałam same pozytywne recenzje tej książki, wręcz euforyczne. Kupiłam nawet swój egzemplarz jak się naczytałam tych wszystkich pochwał. Ciekawa jestem, czy mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńP.S. Mam nadzieję, że na stałe wróciłaś? :)
Ja właśnie także czytałam same takie opinie i pod ich wpływem zdecydowałam się na kupno książki. Czytaj, czytaj, jestem bardzo ciekawa Twojego zdania na temat tej książki, mam nadzieję, że podzielisz się wrażeniami w recenzji! ;)
UsuńTak, prawdopodobnie wróciłam już na stałe, w najbliższym czasie nic nie powinno mnie odciągnąć od blogosfery. ;)
Jak dobrze, że mnie ostrzegłaś! Nie zdzierżę książki o Tokio Hotel ;) Albo przynajmniej książki o takich podobieństwach. ;)
OdpowiedzUsuńTeż nie należę do fanek. :) Cieszę się, że byłam pomocna!
UsuńDobra recenzja. Prawdziwa. Książki Novae nie świecą na rynku. Jedyna lektura, warta poświęcenia jej chwili uwagi, to "Oko Kanaloa". Dotąd nie trafiłam na drugą tak dobrą książkę tego wydawnictwa.
OdpowiedzUsuńDziękuję. ;) Co do reszty książek Novae Res nie mogę się wypowiedzieć, gdyż tego wydawnictwa czytałam tylko tę jedną. Ale słyszałam opinie podobne do twoich na temat tych lektur. ;)
UsuńSkąd wzięłaś informację, że Nina Reichter jest studentką prawa?
OdpowiedzUsuńHm, na jej profilu na Lubimy Czytać jest taka informacja.
UsuńHmm, CZYTAĆ, to TY się najpierw naucz, kochanie. Na LC jest napisane, że p. Reichter jest prawniczką, a jeżeli nie wiesz, jaka jest różnica między prawnikiem, a studentem tego kierunku, pradopodobnie powinnaś pozostać trochę dłużej maturzystką i na studia się raczej nie wybierać. Pozujesz na profesjonalną a wprowadzasz czytelników w błąd. Podajesz nieprawdziwe informacje o autorze. Moze zanim coś napiszesz i puścisz w świat wypadałoby chociażby minimalnie się przyłożyć i sprawdzić, czy to nie są bzdury?
UsuńOjej, przepraszam bardzo, że uraziłam tę wielką autorkę! To się więcej nie powtórzy! Już teraz nigdy nie napiszę żadnej recenzji, schowam się do szafy i umrę, bo popełniłam tak kardynalny błąd! Dziękuję za sugestię, pozostanę maturzystką do końca życia!
UsuńP.S. Poprawione. Jasne, jestem otwarta na sugestie, nikt nie jest nieomylny, w przeciwieństwie do Ciebie nie jestem perfekcyjna. Ja posłucham Twojej rady i pozostanę maturzystką, a Ty posłuchaj mojej i następnym razem bądź mniej pretensjonalna.
P.S.2 Zdaje się, ze uraziłam gusta czytelnicze. Ups.
Bardzo nieładny pojazd Gabiula, kimkolwiek jesteś, w dodatku skierowany pod niewłaściwym adresem. Na profilu Niny Reichter jest napisane dokładnie "z wykształcenia prawniczka", a pomiędzy "z wykształcenia prawniczką" a "prawniczką" jest jednak MEGAAAAA różnica... Np. całej niełatwej aplikacji ;] Jakiejkolwiek, bo każda jest niełatwa. "Z wykształcenia prawnikowi" znacznie bliżej do "studenta prawa" niż do "prawnika" ;] Jeżeli sama cokolwiek studiujesz, to tracę wiarę w studentów w ogólności a w studentów prawa w szczególności ;]
UsuńMi osobiście ta książka się podobała :) Choć najwybitniejsza nie była. Bardzo dobra recenzja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jasne, różne są gusta. ;) I dziękuję! :)
UsuńChociaż czytałam tę książkę i mnie akurat się podobała, nawet fajnie to wszystko ujęłaś. Zgrabnie napisałaś. No cóż, gusta są różne, każdy ma prawo do własnych opinii. Raziło mnie tylko to, że wtrąciłaś to tej recenzji jakieś Twoje własne "życiowe prawdy":
OdpowiedzUsuń"naprawdę szkoda mi dziewczyn, i tych kilku chłopaków, którzy po przeczytaniu czegoś takiego będą w życiu szukać podobnych wrażeń, bo po prostu bardzo mocno się rozczarują. Takie rzeczy się nie zdarzają, ludzie pokroju Bradina też nie występują w naturze" - trochę śmiesznie Ci to wyszło. Zastanów się na przyszłość nad ominięciem takich swoich przemyśleń, bo zabawnie to wychodzi. Poza tym "chroniczny weltschmerz" był niezły. Pozdrawiam:)
Tak, jak napisałaś - gusta są różne, każdemu podoba się coś innego. ;) Masz rację, że pewnie nie powinnam tego pisać, czułam to już w trakcie tworzenia tej recenzji, jednak nie mogłam jakoś się powstrzymać. Niemniej dzięki za konstruktywną krytykę!. ;)
UsuńRecenzja zawsze musi pozostać subiektywna. Catalino, absolutnie nie ograniczaj się w tej kwestii! :)
UsuńStaram się, żeby zawsze recenzje zawierały moje szczere odczucia, ale no cóż, jestem trochę szalonym humanistą, zdarza mi się zapewne przesadzić. ;)
UsuńTaylor jest najlepszym przykładem na to, jak można kogoś nie lubić i po kilku tygodniach pokochać xD
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałem i chyba słusznie :P
Nowa recenzja: "Party Never Ends" Inna (fizzz-reviews.blogspot.com)
Haha, wiem, o co Ci chodzi, też mi się to zdarza i to dosyć często, szczególnie w przypadku muzyki. ;) Raczej odradzam lekturę. ;)
UsuńBardzo, ale to bardzo ciekawie piszesz. Do tej pory czytałam recenzje chwalące "Ostatnią spowiedź". Są gusta i guściki jednak po przeczytaniu Twojej wypowiedzi już wiem ze raczej po tą powieść nie sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za komplement, aż się uśmiechnęłam do monitora. ;) Masz rację - różne są gusta i już nie nam z nimi dyskutować, ewentualnie możemy wyrazić swoje zdanie, tak jak ja w tej recenzji. ;)
UsuńA może jakaś kolejna recenzja? Co zrecenzujesz jako następne?
OdpowiedzUsuńNastępna recenzja jutro, a w niej "Hyperversum" Cecilii randall. ;)
UsuńHahaha, recenzja miażdżąca ;D Podejrzewam, że nie bawiłabym się nawet w 1/10 tak dobrze czytając książkę, o której ona jest. Gdyby to moją książkę ktoś tak zmieszał z błotem, pewnie uciekłabym z płaczem sprzed monitora... ale naczytałam się już w necie dostatecznie dużo fan ficków fanek wzdychających do członków różnych zespołów, żeby wiedzieć z doświadczenia, że najprawdopodobniej masz we wszystkim rację. Aż strach pomyśleć, że autorka książki studiowała to samo, co ja ;O
OdpowiedzUsuńTakie były moje odczucia, naprawdę chciałabym zawsze wypowiadać się pochlebnie o książkach (przynajmniej w miarę pochlebnie!), ale niestety nie zawsze jest to możliwe. :) Ja akurat niektóre fanficki lubię, chociaż nie te dotyczące zespołów. Czasami coś tam można ciekawego odnaleźć, ale zdarzają się też takie kwiatki jak 'ostatnia Spowiedź" czy "50 twarzy Greya". A prawo bardzo dobry kierunek, więc raczej bym się tym nie przejmowała. ;)
UsuńMnie też niektóre fanfiki, nawet te o zespołach (choć akurat nie Tokio Hotel :P) czytało się przyjemnie, ale na niebiosa... fanfic to fanfic. Jego miejsce jest na blogu/forum/stronie. Jeżeli komuś sprawia przyjemność pisanie fanfika i umieszczanie go w necie, a innym ludziom czytanie go, nic do takiej działalności nie mam - dopóki ktoś nie próbuje tego publikować w formie papierowej... Jestem ortodoksyjna. Uważam, że książki drukowane to forma zarezerwowana jedynie dla prawdziwej literatury, przy czym literatura rozrywkowa również jest "literaturą", ale to nie zwalnia jej z wymogu bycia dobrze napisaną. W przypływie masochizmu przeczytałam wywiad z autorką. Po prostu ZGROZA. W ogóle się nie kryje z tym, że nadaje głównej bohaterce swoje cechy osobowości albo nie zna realiów showbusinessu. Mało tego, nie widzi w tym nic niestosownego. Tymczasem w dekalogu każdego (zwłaszcza początkującego) pisarza stoi: postacie wymyślamy, a nie idealizujemy je na swój obraz i podobieństwo. A jeżeli chcemy pisać o czymś, o czym nie mamy bladego pojęcia, to najpierw robimy coś, co się nazywa RESEARCH! W celu zupełnego rozwiania swoich wątpliwości przeczytałam fragment tegoż "dzieła"... Całą jedną stronę... I już taki króciutki fragment obnażył bolesną prawdę, mianowicie taką, że autorka ma bardzo małą widzę na temat zasad prawidłowego posługiwania się językiem polskim... Co gorsza, "dzieło" to z tego co widzę ma w necie masę pozytywnych recenzji (chwała chociaż Tobie za tą jedną rzetelną), głównie wśród młodych kobiet. Jak się naczytają stylistyczno-składniowych "popisów" autorki i co gorsza, zaczną je przenosić do swojej mowy, to ja wolę nie myśleć, co się stanie z językiem polskim... A jeszcze co do prawa... My, studenci tego dziwnego kierunku mamy taki specyficzny "image" ;)... mianowicie jesteśmy postrzegani jako osoby dość często zadzierające nosa, ale jednak zawsze jakaś tam Elyta, yntelygencyja i przyszłość narodu. A tu przychodzi sobie taka autorka "Ostatniej spowiedzi", tworzy pisaninę urągającą mowie polskiej, na dodatek okropnie niedojrzałą emocjonalnie, i co gorsza wcale się nie kryje ze swoim kierunkiem... Masakra! Teraz nasz przez całe lata tak skrupulatnie budowany wizerunek rozsypie się niczym domek z kart! :P Jak ja mam teraz dalej sobie spokojnie zadzierać nosa?! ;D Sorry, że tak przeżywam, ale musiałam to z siebie wyrzucić, wg mnie "Ostatnia spowiedź" to zbrodnia na literaturze ;]
UsuńHm. A ja miałam mieszane uczucia co do tej książki ;)) Raczej aż tak bym jej nie potępiałabym, no ale bohaterzy książki przy których mam ochotę walić głową w ścianę (miałam takie same uczucia jak ty, że Ally to Bella ;x) .. porażka. Sama fabuła może nie najlepsza, ale nie denerwowała mnie tak jak bohaterzy ;x Recenzja dłuuga i ciekawa co jest sztuką, opisując takie badziewie ;>
OdpowiedzUsuńMnie w niej denerwowało wszystko - i fabuła, i bohaterowie, ale podobnie jak Ty myślę, że to właśnie postaci były najgorsze. Jakoś tak wyszła dłuższa, więc cieszę się, że się nie znudziłaś i dziękuję za komplement! :)
UsuńA ja czytałam tego bloga o TH, potem go usunęła. Z autorką nie mam bardzo przyjemnych wspomnień.
OdpowiedzUsuńNa Gadu była niesamowicie niemiła, wywyższała się, zachowywała się jak wielka pani i władca świata. Nie podobał mi się jej sposób odnoszenia się do drugiego człowieka. Sama robię aktualnie aplikację prokuratorską, a ona odnosiła się, jakby fakt iż jest studentką prawa sprawiał, że jest ponad wszystkim.
Nie znoszę takich ludzi. Ona i jej zgraja głupiutkich fanek.
OS to polski Zmierzch.
Dziękuję za uwagę.
"ona odnosiła się, jakby fakt iż jest studentką prawa sprawiał, że jest ponad wszystkim" HAHAHA a nie mówiłam? ;D W sensie to o studentach prawa :D Btw jesteś aplikantką prokuratorską? Piąteczka! :D Ja mam w planach wybranie się na adwokacką, niestety najpierw muszę zdać wszystkie warunki ;]
UsuńTrzymam mocno kciuki. Ja wkuwałam bardzo długo i robiłam praktyki w kancelarii. Dałam radę. Nie poddawaj się :). Jak się teraz nie uda, próbuj za rok.
UsuńO boże, dziękuję ci za Ciebie i za tą recenzję. Lubię czytać, nie ukrywam, że najlepiej jakieś fantasy, a w tym miłość. Rozmawiając z moją koleżanką, spytała mnie, czy o tym słyszałam. Owszem, słyszałam, ale o blogu, nie miałam zielonego pojęcia, że została wydana książka. Zaczęłam, więc szukać i znalazłam. Tyle pochlebnych recenzji, że aż rzygać się chce! Ta jest pierwsza negatywna jaką udało mi się znaleźć i dobrze. Przynajmniej wiem, że moje przypuszczenia co do tego, co można tam znaleźć okazały się prawdziwe :)
OdpowiedzUsuńTeraz już na pewno po nią nie sięgnę, tym bardziej, że nie przepadam za takimi idealnymi miłosnymi historiami.
Dziękuję za to, że mnie uratowałaś i zaczynam obserwować, bo warto!
Pozdrawiam ciepło! :)
Chciałam przeczytać to dzieło ale dzięki tej recenzji tego uniknę :) Dziękuję!! :) Nie mam ochoty na kolejny odgrzewany kotlet i czytanie o superprzystojnym macho który jednocześnie umiera z tęsknoty do jakiejś tępej strzały.
OdpowiedzUsuńNareszcie jakaś konstruktywna opinia!
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, zgadzam się od A do Z. Fatalne połączenie "Zmierzchu" z Paulem Coelho...
OdpowiedzUsuń