-->

wtorek, 29 listopada 2011

Buszujący w zbożu, Jerome David Salinger

Tytuł:Buszujący w zbożu
Autor: Jerome David Salinger
Liczba stron: 303
Tłumaczenie: Magdalena Słysz
Wydawnictwo: Albatros
Seria/Cykl: -
Moja ocena: 4,5/6









Niektóre książki są trwale związane z czasami, w jakich powstały. Dlatego ocena takich utworów również powinna odnosić się do epoki, w której były one pisane. Są też oczywiście książki, których odbiór jest zupełnie niezależny od czasu, czynników historycznych czy społecznych. Takie powieści ocenia się i recenzuje najłatwiej. Sprawa znacznie się komplikuje, gdy mamy do czynienia z tym pierwszym przypadkiem. Bo żeby o takim dziele wyrobić sobie odpowiednie zdanie, trzeba najpierw poznać realia, w których ono powstawało. Wygląda na to, że jestem w kłopocie. Ja i Ty, czytelniku również. Ja, ponieważ stoję przed trudnym zadaniem zrecenzowania takiej właśnie książki. Ty, dlatego że jesteś odbiorcą tej recenzji, a jej lektura niekoniecznie dostarczy Ci jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy warto tę książkę przeczytać.

Gdy w 1951 roku amerykański pisarz Jerome David Saligner opublikował swoją debiutancką powieść pt.: „Buszujący w zbożu” w Stanach Zjednoczonych wybuchł skandal. Książka szybko zaczęła być postrzegana jako wulgarna i kontrowersyjna. Przyczyniły się do tego głównie jej kolokwialny język, lekceważenie wartości i zasad moralnych oraz poruszanie spraw związanych z seksualnością nieletnich. Zaś pierwszoplanowy bohater książki – Holden Culfield – został uznany za postać zachęcającą do buntu, a także promującą picie alkoholu i palenie papierosów wśród młodzieży. Aktualnie bardzo wielu autorów używa wulgaryzmów i trywialnego języka, a seks i alkohol wśród młodzieży są czymś powszechnym. Dlatego współczesnego czytelnika może dziwić, czemu „Buszujący w zbożu” wzbudził aż tak wiele kontrowersji. Sześćdziesiąt lat temu panowały po prostu inne normy i obyczaje. Wiele zachowań, które dzisiaj uchodzą za zupełnie normalne, było wtedy nie do zaakceptowania. Fenomen popularności Salingera opiera się na popularnym przysłowiu, mówiącym o tym, że: „zakazany owoc smakuje najlepiej”. Publiczne napiętnowanie paradoksalnie wpłynęło jedynie na wzrost popularności utworu. Ta zasada funkcjonuje do dzisiaj. Najlepiej sprzedaje się to, co owiane jest mgiełką skandalu.

Ze względu na rozgłos, jaki zyskała ta książka w pewnym czasie, bardzo wiele osób ma wobec niej duże oczekiwania. Ze mną było nieco inaczej. Nie spodziewałam się po niej właściwie niczego konkretnego, ponieważ opinie, jakie słyszałam na jej temat, były zazwyczaj dalekie od zachwytów. Opis z tyłu okładki również niewiele mi mówił. Jedynie tytuł od początku mnie zaintrygował. Cieszę się, że podeszłam do tej lektury właśnie w taki sposób, ponieważ dzięki temu nie zawiodłam się na niej, tak jak wielu czytelników przede mną. Prawdopodobnie przez to spodobała mi się ona znacznie bardziej.

„Buszujący w zbożu” opowiada z pozoru banalną i nieciekawą historię zbuntowanego szesnastolatka imieniem Holden. Po  tym, jak zostaje wyrzucony z kolejnej prywatnej szkoły z internatem, decyduje się na samodzielną podróż do Nowego Jorku. Niby nic ciekawego, ale podczas czytania cały czas towarzyszyło mi napięcie związane z oczekiwaniem na to, co wydarzy się dalej. Ciągle czekałam na jakieś spektakularne, kulminacyjne, zmieniające wszystko wydarzenie, które, jak się później okazało, miało nigdy nie nadejść. Z podobną niecierpliwością wypatrywałam wszelkich nawiązań do tytułu, które mogłyby doprowadzić mnie do rozwikłania zawartej w nim metafory. Mimo braku punktu zwrotnego ta powieść bardzo mnie wciągnęła. Czytało mi się wyjątkowo szybko i bez trudu.

„… w każdym razie cieszę się, że wynaleziono atomówkę. Siądę sobie na nią, jeśli znowu będzie jakaś wojna. Zgłoszę się na ochotnika, macie to jak w banku." *

Narracja w powieści jest pierwszoosobowa, dzięki czemu mamy wgląd w myśli głównego bohatera i możemy go lepiej poznać. Uważam, że Caulfield to przede wszystkim bardzo realistyczna i skomplikowana postać. Gdyby nie jego wielowymiarowy charakter, ta lektura nie byłaby tak ciekawa. Na pewno łatwej będzie zrozumieć i polubić tę postać osobom młodszym, ponieważ jej zachowania, myśli i odczucia są bardzo charakterystyczne dla okresu młodzieńczego buntu. Nie od dzisiaj przecież wiadomo, że najbardziej lubimy tych bohaterów, z którymi możemy się utożsamić. Ale Caulfield ma jedną cechę, z którą mogłaby się utożsamić nie tylko większość nastolatków ale także spora część dorosłych, a mianowicie wieczne „nie chce mi się”, czyli lenistwo. Osobiście podzielam poglądy Holdena na temat wielu spraw, jednak są też takie, z którymi się nie zgadzam. Moim zdaniem to fascynujący bohater, który w  ciekawy sposób patrzy na otaczający go świat. Tylko jedna sprawa wciąż nie daje mi spokoju i budzi moje większe zastrzeżenia. Holden ma bowiem denerwującą tendencję do uważania wszystkich wokół za głupszych od siebie. Często nazywa innych snobami, chociaż sam jest nieco snobistyczną osobą. Mimo to polubiłam go i myślę, że spotkanie z nim w realnym świecie byłoby naprawdę ciekawym doświadczeniem.

Salinger napisał powieść, będącą swoistą apoteozą dzieciństwa. Na zasadzie kontrastu przedstawił świat dorosłych jako zakłamany, pełen pozorów i okrucieństwa oraz świat dzieci jako szczery, autentyczny, szczęśliwy. Główny bohater boi się dorosłości, dlatego robi wszystko, by na zawsze pozostać dzieckiem. Jest lekkomyślny, leniwy, nie zważa na konsekwencje swoich decyzji i wyborów. Nie chce mieć nic wspólnego ze światem dorosłych, który przeraża go swoją sztucznością. Holden ma coś w rodzaju syndromu Piotrusia Pana połączonego z poczuciem wyalienowania. Wspaniale przedstawione są jego relacje z młodszą siostrą, Pheobe i jego stosunek do niej. Gloryfikację dzieciństwa podkreśla również metafora buszującego w zbożu, czyli kogoś, kto ratuje dzieci bawiące się w zbożu przed upadkiem z krawędzi klifu, która symbolizuje próg dorosłości.

Podczas lektury tej powieści bywały momenty, w których się nudziłam. Bywały też takie, w których główny bohater okropnie mnie denerwował. I bywałe takie, w których język autora wydawał mi się wyjątkowo irytujący. Mimo wszystko uważam, że „Buszujący w zbożu” to naprawdę bardzo dobra, na swój sposób głęboka pozycja. Po raz pierwszy miałam do czynienia z tak szczerą i autentyczną książką. Nie żałuję, że po nią sięgnęłam jeszcze z jednego powodu. „Buszujący w zbożu” to dziwna książka, nie da się temu zaprzeczyć. Ale zapadająca głęboko w pamięć. To jedna z tych lektur, nad którymi zastanawia się jeszcze długo po jej odłożeniu na półkę czy oddaniu do biblioteki. Dlaczego? Bo zmusza do myślenia, ale nie przez tony bezwartościowych sentencji, które nadają się jedynie do umieszczenia w kalendarzu, a przez swoją treść i wydźwięk. To pierwsza tak prosta (pod względem języka i akcji), a zarazem skomplikowana (pod względem treści i przesłania) powieść, jaką dane mi było kiedykolwiek przeczytać. 

* Cytat pochodzi z książki "Buszujący w zbożu, J. D Salinger, Wydawnictwo Albatros, Warszawa, 2009.

***
Książkę przeczytałam w ramach projektu "ROZMAWIAJMY" :) Zapraszam do odwiedzania strony - wystarczy kliknąć w poniższy banner! 


33 komentarze:

  1. "Buszujący" był jedną z lektur, która nie męczyła mnie i nie denerwowała, chociaż nie byłam nią w stu procentach zachwycona. Dziwiło mnie, że w dawnych czasach zrobiła taki szał, że nastolatkowie popełniali masowo samobójstwa i "Buszujący" stał się pozycją zakazaną.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię ją. I na początku tego roku też do niej wróciłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzja podoba mi się bardzo, natomiast książka - o ile pamiętam - już trochę mniej, choć była bez wątpienia interesującą pozycją. Czytałam "Buszującego w zbożu" już dosyć dawno, w ramach lektury szkolnej i postaram się w najbliższym czasie odświeżyć sobie tę powieść. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam bardzo podobne wrażenia - momentami się nudziłam, czasem coś mnie denerwowało, ale ogólnie czytało się całkiem nieźle... chociaż szczerze mówiąc po tym tytule spodziewałam się czegoś innego :) Już czekam na kolejne książki w "Rozmawiajmy" :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie miałam jeszcze okazji przeczytać tej książki. Dla niektórych może była ona obowiązkową lekturą szkolną, dla mnie jednak nie; poznałam jej tytuł dopiero pod koniec liceum, gdy koleżanka pisała pracę maturalną na temat samotności. Ale może i dobrze, że wtedy nie czytałam tej powieści - być może nie zwróciłabym szczególnej uwagi na to, co istotne itp. Im człowiek starszy, tym przywiązuje chyba większą wagę do tego, co czyta ;). Zatem mam nadzieję, że będę miała okazję sięgnąć po "Buszującego w zbożu" mimo nawału książek spoczywających na półkach... ;).
    P.S. Bardzo dobra recenzja :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojojoj ! Czy widzę tu jedną z tych prawie nie występujących lektur, które mnie nie nudziły ? :-) Świetna recenzja!

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ledwie przez nią przebrnęłam szczerze mówiąc, i obym nie musiała czytać jej kiedyś po raz kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialna, genialna recenzja. Wprowadziłaś czytelnika w czas powstawania książki po mistrzowsku, a do tego utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że mimo wszystko warto po "Buszującego" sięgnąć. I taki mam zamiar :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetna recenzja, jestem pod wrażeniem :)
    Nigdy o niej nie słyszałam o.o Aż mi wstyd... Ale po tej recenzji wypożyczę ją, a może nawet kupię :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam ją dawno temu i bardzo mi się podobała. Muszę sobie ją odświeżyć. Jestem ciekawa czy po tylu latach wywoła we mnie równie silne uczucia co kiedyś.
    Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie lubię kiedy w książce zdarzają się momenty, przy których czytelnik się nudzi, więc już na wstępie jednak spasuje.

    OdpowiedzUsuń
  12. Żałuję, że mnie nie trafiła się taka lektura w szkole. Mój młodszy brat, który miał to szczęście, był książką zachwycony. Twierdził, że wreszcie dali im coś, co opowiada o nich - młodzieży.

    OdpowiedzUsuń
  13. Już recenzja limonki przekonała mnie do tej książki, a Ty kusisz coraz bardziej:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  14. Czytałam Buszującego kilka lat temu i pamiętam, że miałam mieszane uczucia co do tej książki, z jednej strony byłam trochę rozczarowana, a z drugiej zaintrygowana. Ciekawe jak odebrałabym ją teraz... Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Powiem szczerze, że bardzo zazdroszczę Ci, że miałaś możliwość przeczytania tej książki, bo sama już poluję na nią od jakiegoś czasu. Klasyka klasyki. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Szczerze mówiąc to jedna z tych książek, które nie wywołały żadnych uczuć w moim serduszku.
    Przeczytałam, zapomniałam i tyle.
    Jak dla mnie przereklamowany klasyk, którego sukcesem był skandaliczny wydźwięk.

    OdpowiedzUsuń
  17. Też brałam udział w Porozmawiajmy i nie do końca do książka przypadła mi do gustu. Coś mi nie zagrała, ale cieszę się, że mam na swoim koncie taką klasykę. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Książkę czytałam jako lekturę i podobała mi się, chociaż nie wzbudziła mojego zachwytu. Po Twojej recenzji już trochę inaczej na nią patrzę. Mam wrażenie, że w końcu zrozumiałam, o co w niej tak naprawdę chodziło xD
    Recenzja bardzo dobra!

    OdpowiedzUsuń
  19. Mnie książka nie zachwyciła. Czytałam ją bardzo dawno, więc nie podzielę się wieloma spostrzeżeniami, ale pamiętam, że czułam niedosyt, czekałam na wielkie bum, ale go nie dostałam. Coś mi w niej nie grało i na pewno do niej nie wrócę, żeby przekonać się co to było.

    OdpowiedzUsuń
  20. Po pierwsze, uwielbiam czytać Twoje recenzje. Masz to "coś", taką łatwość w opisywaniu swoich uczuć po lekturze.
    Co do książki, mam w planach w ramach wspomnianego przez Ciebie projektu. Jeszcze nie sięgnęłam, ale zrobię to w tym tygodniu. Obiecuję!

    OdpowiedzUsuń
  21. Jestem chyba jedną z tych nielicznych osób, które może nie nie cierpią tej książki, ale nie przypadła mi zbytnio do gustu:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Uwielbiam twoje recenzje są genialne!
    I tak jak dotąd odkladalam "Buszującego" tak teraz mam na niego że tak powiem ochotę

    OdpowiedzUsuń
  23. słyszałam o tej książce mam nadzieję że przeczytam
    P.S
    ja też uwielbiam Glee

    OdpowiedzUsuń
  24. Odnośnie Twoich słów, którymi rozpoczęłaś tą recenzję- zawsze przy czytaniu podobnych pozycji towarzyszy mi pytanie. Czy powinniśmy traktować takie książki inaczej, czy powinniśmy doszukiwać się w nich pozytywów, mimo, że ich wydźwięk dawno przeminął. To przecież literatura ma być wydźwiękiem naszych dusz, naszych myśli... Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie, tym bardziej w oparciu o tą lekturę, ponieważ jeszcze jej nie poznałam. Mam to jednak w planach od dłuższego czasu i po przeczytaniu Twoich słów wiem, że nie będzie to czas stracony :)

    Chciałam również bardzo podziękować Ci za miłe słowa u mnie, naprawdę! Sprawiłaś mi nimi ogromną radość- to ciekawe, zaledwie kilka słów, a nastrój poprawiony na cały dzień :) Kolumbowie to bardzo ważna powieść i zachęcam Cię do niej z całego serca!

    Pozdrawiam ciepło,
    Ala

    OdpowiedzUsuń
  25. Czytałam tą książkę bardzo bardzo dawno temu i jej nie pamiętam- czyli musiała nie wywrzeć na mnie wrażenia. A może byłam za młoda, żeby ją zrozumieć. Pamiętam tylko, że się mówiło, że przez tą książkę nastąpiła fala samobójstw. Do tej pory nie mogę tego zrozumieć. Może czas wziąć ją jeszcze raz do ręki? pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  26. have a nice weekend +follow

    OdpowiedzUsuń
  27. Ja chyba nie miałam takich momentów podczas czytania gdzie nudziłabym się. Lektura mi się podobała i tyle. :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Zawsze miałam zamiar przeczytać, lecz nadal przede mną. Kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
  29. Czytałam tę książkę trzy lata temu, a potem omawialiśmy ją jako lekturę w gimnazjum (katolickim!), więc szok na twarzy sióstr zakonnych, kiedy siedziałyśmy pod klasą z "Buszującym w zbożu" na kolanach oczekując na polonistkę, jest nie do opisania! :D
    Pamiętam, że książka bardzo mi się podobała, a zakończenie zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
    Twoją recenzję bardzo przyjemnie się czyta. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  30. Książkę polecało mi już bardzo wiele osób. Zdarzyło mi się przeczytać jeden rozdział, bo omawialiśmy go jeszcze w gimnazjum. Od dawna przymierzam się do przeczytania buszującego, ale kolejka jest tak długa...

    OdpowiedzUsuń
  31. ja właśnie ze względu na pozytywne opinie miałam wielkie oczekiwania co do tej książki i niestety trochę się zawiodłam, może po prostu nie potrafię jej docenić, nie wiem :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Świetna książka, ostatnio nadrabiam braki w literaturze amerykańskiej i natknąłem się z nią. Świetnie napisane, interesujące studium poszukiwań życiowej drogi, szersza recka u mnie. Zapraszam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  33. Właśnie skończyłam czytać ta książkę. Nie ważne, że post pisałaś 4 lata temu ja komentuje go dziś :) mam troszkę inne odczucia co do tego, że książkę "buszujacy w zbożu" często szufladkujemy, zamykamy ja w latach sześćdziesiątych. Może źle na nią spojrzałam, ale wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach tez znajdzie swoje miejsce. Zgadzam się z każdym innym twoim zdaniem na ten temat. Dodaje bloga do obserwowanych i idę szukać w postach książkidla siebie:)

    OdpowiedzUsuń