Autor: Lauren DeStefano
Liczba stron: 316
Tłumaczenie: Magdalena Rychlik
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Seria/Cykl: Trylogia Chemiczne Światy Tom I
Moja ocena: 6/6
Atrofia to zjawisko polegające na zmniejszaniu się i zanikaniu pewnych narządów wskutek zwyrodnienia i śmierci komórek. Może do niej dojść w wyniku choroby lub starzenia się organizmu. Schorzenie to dotyka m.in. skóry, mięśni, narządów wewnętrznych, a nawet mózgu. Wyobraźcie sobie, jak wyglądałby świat, gdyby cała ludzkość naznaczona była tą chorobą. Świat, w którym ludzka rasa powoli i nieodwracalnie niszczeje, a potem wymiera, jak komórki ciała dotknięte atrofią. Właśnie taką przerażającą wizję przyszłości przedstawia nam Lauren DeStefano w pierwszej części swojej znakomitej trylogii „Chemiczne światy”.
Trzecią wojnę światową przetrwała jedynie Ameryka Północna, jako kontynent najbardziej zaawansowany technologicznie. Resztę kuli ziemskiej zalała woda, pozostał jedynie bezkresny ocean. Świat zmienił się nie do poznania: wynaleziono lekarstwo na raka, a także szczepionki dla niemowląt likwidujące alergie i chroniące przed przeziębieniami, chorobami zakaźnymi, a nawet infekcjami przenoszonymi drogą płciową. Naukowcy w swoim dążeniu do perfekcji posunęli się jednak jeszcze dalej. Dzieci poczęte w sposób naturalny uznano za niedoskonałe, dlatego zaczęto produkować embriony bez najmniejszych wad genetycznych, które stworzyły nowe, długowieczne pokolenie idealnych ludzi. Niestety kolejne pokolenia – potomkowie ludzi doskonałych – wymiera na skutek zakażenia wirusem, którego nikt nie potrafi powstrzymać. Mężczyźni żyją dwadzieścia pięć, kobiety tylko dwadzieścia lat. Nikt nie rozumie, dlaczego w świecie idealnych ludzi panuje chaos i rządzi cierpienie. Rhine Ellery zostaje porwana i trafia do rozległej, ekskluzywnej rezydencji, gdzie zostaje jedną z trzech nowych żon syna właściciela. Rhine jest gotowa na wszystko, byle się stamtąd wydostać.
Gdy tylko usłyszałam o premierze tej książki, wprost nie mogłam się doczekać, aż będę miała możliwość ją przeczytać. Po pierwsze dlatego, że uwielbiam antyutopijne powieści i jest to mój ulubiony nurt z gatunku fantastyki młodzieżowej. Lubię wszelkie tego typu wizje przyszłości i konsekwentnie „poluję” na takie książki. Właściwie nie wiem skąd mi się to wzięło, ale po prostu kocham czytać dystopie. Drugim powodem, dla którego nie mogłam doczekać się debiutanckiej powieści Lauren DeStefano, jest tytuł, który przyciągnął mnie niczym magnes. Podobnie idealnie z nim współgrająca okładka, na którą można by patrzeć godzinami. Zastanawiałam się, jakie tajemnice może kryć tak zachęcająco wyglądająca książka o tak intrygującym tytule. Stwierdziłam, że „Atrofia” jest jedną z tych pozycji, które koniecznie muszą znaleźć się w mojej domowej biblioteczce. Miałam wobec niej duże, może nawet trochę zbyt wygórowane, oczekiwania. Jednak nie zawiodłam się - „Atrofia” spełniła co najmniej większość z nich.
Jak już wcześniej wspomniałam, Rhine zostaje jedną z żon Zarządcy domu Lindena. W czasach, w których żyje dziewczyna, poligamia jest nie tylko legalna, ale również zupełnie naturalna. Wraz z nią do posiadłości trafiają osiemnastoletnia, milcząca Jenna i arogancka trzynastolatka, rudowłosa Cecily. Każda z dziewcząt jest inna i na swój sposób wyjątkowa. Polubiłam je wszystkie, co bardzo mnie zdziwiło, bo naprawdę rzadko zdarza mi się obdarzyć sympatią tak wielu bohaterów. Jednak tutaj nic nie mogłam poradzić na to, że bardzo lubię wszystkie dziewczyny. Być może dlatego, że w „Atrofii” nie ma postaci wyidealizowanych – wszystkie mają swoje wady i słabości. Nie ma też bohaterów zbędnych i niepotrzebnych, ponieważ każdy odgrywa jakąś znaczącą rolę. Polubiłam nawet naiwną, złośliwą, małą Cecily, której autentycznie współczułam. Współczucie nie jest uczuciem, które żywię często, a już na pewno nie w stosunku do bohaterów literackich. Mimo to szkoda mi było tej jeszcze dziewczynki, zupełnie nieświadomej zła, które ją otacza. Cecily była dzieckiem, które nigdy tak naprawdę nie miało dzieciństwa, co samo w sobie jest ogromną tragedią.
Z kolei Jenna jest postacią, której trudno nie polubić, a przynajmniej mnie zawsze podobały się takie intrygujące bohaterki. To, że została zraniona, sprawiło, że stała się niezwykle silną osobą. Robiła wrażenie osoby, która jest w cieniu, ale tak naprawdę cały czas była w centrum wydarzeń. Jej inteligencja i spostrzegawczość były dużo bardziej niebezpieczne niż „fochy” Cecily. Ale i tak największą sympatią obdarzyłam główną bohaterkę. Po części pewnie dlatego, że jest ona narratorką powieści i mamy wgląd we wszystkie jej przemyślenia i uczucia. Ale również dlatego, że cały czas wiedziała, czego chce i dążyła do tego. Nigdy nie dała się zwieść ułudzie szczęścia, jaką dawał jej Linden. Podziwiam ją za to, że tak wytrwale i niezmiennie wierzyła w słuszność swoich pragnień, że znalazła aż tyle siły, by je zrealizować. Sam Linden, o dziwo, budzi ciepłe uczucia. Bo tak naprawdę to nie on jest tym złym, lecz jego ojciec Vaghn, pochodzący z długowiecznego pokolenia, który tak manipuluje synem, że ten nie widzi, ile krzywdy wyrządzają innym. Być może nie powinnam, ale polubiłam tego nieszczęśliwego, zamkniętego w sobie człowieka, rozpaczającego po śmierci pierwszej żony Rose, która była jego prawdziwą miłością. Jest jeszcze Gabriel, służący w domu Lindena, którego wprost pokochałam. Między nim a Rhine rodzi się uczucie i musze przyznać, że jest to jeden z moich ulubionych wątków. Autorka naprawdę wspaniale go opisała – delikatnie i z wyczuciem.
Wizja przyszłości opisana przez Lauren DeSetfano zaskoczyła mnie i zszokowała, ale jednocześnie świat dziwacznego, złudnego piękna przedstawiony w „Atrofii” pochłonął mnie bez reszty i na pewien sposób zauroczył. Rhine jest przytłoczona otaczającym ją luksusem, czuje się jak ptak zamknięty w złotej klatce: ma wszystko, czego jej potrzeba, wszystko oprócz wolności. Podoba mi się także język, którym autorka posłużyła się, by to wszystko opisać. Dzięki niemu wszystko jest plastyczne, obrazowe i na wyciągnięcie ręki.
Lektura tej powieść sprawia, że w głowie rodzi się wiele poważnych pytań i wątpliwości. Przede wszystkim jak wygląda życie naznaczone widmem śmierci? Gdyby ludzie znali datę swojej śmierci, czy wtedy ich życie wyglądałoby inaczej? Czy jest sens walczyć o cokolwiek, skoro ma się świadomość, że zostało nam już tylko kilka lat? I jeszcze wiele, wiele innych pytań, które uparcie kołaczą się w mojej głowie, odkąd skończyłam czytać tę powieść. Książka pokazuje też z całą wyrazistością, że nieważne, czy ludzie wiedzą, kiedy umrą oni i ich bliscy, śmierć zawsze będzie zaskoczeniem. Bo tak naprawdę nie da się na nią przygotować. A ból po stracie kogoś, kogo kochamy zawsze będzie taki sam.
Pozostało jeszcze tyle rzeczy, które chciałabym napisać na temat tej książki, jednak muszę się powstrzymać, bo inaczej ta recenzja nie będzie miała końca. Uwielbiam powieść Lauren DeStefano i serdecznie polecam ją wszystkim, zarówno fanom gatunku jak i tym, którzy nie czytają takich powieści na co dzień. Dla mnie „Atrofia” jest książką niemal doskonałą, która zachwyca, trzyma w napięciu i sprawia, że ma się ochotę na więcej. Subtelny język, fascynujący świat i wielowymiarowi bohaterowie to tylko część z licznych zalet tej pozycji. Jest to jedna z najbardziej wyjątkowych, poruszających i szokujących książek, jakie w życiu przeczytałam. Bardzo, bardzo mocno zachęcam do sięgnięcia po tę lekturę.
Książkę mam na liście do przeczytania :) Ciekawa recenzja, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKsiążka co prawda nie w moim typie, ale znam kilka osób, które bardzo by się ucieszyły z takiego prezentu:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Moja ochota na tę książkę rośnie i rośnie;) Też bardzo lubię antyutopijne powieści; nie wiem, co takiego w sobie mają, ale nie potrafię przechodzić koło takich pozycji obojętnie:) Na pewno się zaopatrzę w "Atrofię";)
OdpowiedzUsuńKsiążka zwróciła moją uwagę nie tylko z powodu antyutopijnego klimatu (który również uwielbiam), ale chyba przede wszystkim z powodu okładki. Nie odpuszczę sobie lektury:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :))
O książce czytałam wiele dobrego, a twoja recenzja tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że warto ją przeczytać. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Darcy.
Muszę przyznać, że zaprezentowałaś bardzo wnikliwą recenzję ;) Co do samej książki: ostatnimi czasy powieści antyutopijne "wysyłają" mi pewne sygnały, toteż poważnie zastanawiam się, czy nie sięgnąć po więcej... "Atrofia" - jeżeli będę miała okazję, to chętnie ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
PS Widzę, że obie mamy "fioła" na punkcie cynamonu? ;))
Jestem świeżo po lekturze "Atrofii" - skończyłam ją czytać kilkanaście minut temu. Przyznaję, że momentami jest to książka dość odważna, a dla niektórych, może się nawet wydać kontrowersyjna -wizje życia mężczyzny z trzema żonami, dziwne eksperymenty itd. Ogólnie mi się podobała ta publikacja, ale nie powali mnie na kolana. Czytałam już ciekawsze antyutopie.
OdpowiedzUsuńJuż parę razy natknęłam się na nią w internecie i w jakiś magazynie. Wydaje mi się, że jest to trochę książka typu "co by było gdyby". No, ale jak kiedyś uda mi się ją dorwać w bibliotece to przekonam się jaka jest naprawdę :> + podoba mi się ta okładka.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
/cynamon, pycha! :D
Ja tak trochę nie w temacie, ale właśnie jestem po odwiedzinach na Twojej stronie "O mnie". Nie wiedziałam, że z Ciebie taka śliczna i sympatycznie wyglądająca blondyneczka. :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam was, że tak długo nie odpisywałam na komentarze, ale trochę się tego nazbierało, ostatecznie jednak here I come:
OdpowiedzUsuń@Cassiel - serdecznie polecam, książka jest genialna :D
@Isadora - wiadomo, każdy ma swoje gusta ;)
@MirandaKorner - ja jestem fanką antyutopii, naprawdę uwielbiam tego rodzaju książki, a "Atrofia" jest jedną z najlepszych w tym gatunku, jakie przeczytałam :)
@Dusia - zgadzam sie - nie odpuszczaj jej sobie xD A okładka, jak już pisałam w recenzji, jest śliczna.
@Ice_Fire - jak najbardziej zachęcam do przeczytania, uwierz mi - warto :D
@Cinnamon - Tak :D Mamy tego samego "cynamonowego fioła" xD
@Bellatriks - a na mnie zrobiła kolosalne wrażenie, chociaż rzeczywiście nie jest najlepszą książką w tym gatunku, jaką przeczytałam.
@Ola - okładka jest niesamowita, jednak zawartość równie ciekawa :D
Haha, faktycznie pychaaa!
@Ewa - ojej nie wiem czy śliczna, ale bardzo dziękuję za komplement <3 Na swoją obronę mogę powiedzieć tyle, że ten kolor włosów jest naturalny :D
Miło widzieć taka ocenę, bo zamierzam zabrać się za Atrofię jak najszybciej! Rzeczywiście i okładka i treść wydają się być równie niesamowite :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tetis
Właśnie wczoraj skończyłam czytać Atrofię i muszę przyznać, że bardzo mi się spodobała. Cieszę się, że ma to być trylogia. Jestem ciekawa kiedy wyjdzie kolejna książka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mam ogromną ochotę na tą książkę! Z całą pewnością przeczytam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Mnie również bardzo podobała się ta książka, niedawno skończyłam czytać :P Czekam z niecierpliwością na następną część :)
OdpowiedzUsuńI jak to się stało, że wcześniej nie trafiłam na Twojego bloga? :)Jest śliczny.
Na pewno przeczytam, szczególnie, żee czytałam wiele pozytywnych recenzji na jej temat. A to że mogłabys jeszcze dalej o niej pisać też dobrze świadczy :D
OdpowiedzUsuńCzytałam i również mi się podobało. Jedyne, co moim zdaniem jest dużym minusem książki to język, jakim została napisana. Pomimo wciągającej fabuły, literacko bardzo słabo. Ale i tak sięgnę po kolejne części :)
OdpowiedzUsuń